Wychodzi na to, że król strzelców X MŚ 1974 roku, jeden z najwybitniejszych polskich skrzydłowych stał się mimo woli „zawodnikiem” prężnej drużyny Platformy Obywatelskiej.
Jak doszło do tego zaskakującego transferu?
Czyżby rzutcy skauci z PO, specjaliści od wyszukiwania talentów piłkarsko-kierowniczych w sobie tylko znany sposób „podkradli” drużynie SLD świetnego zawodnika?
Okazuje się, że tak!
Wszystkie działania miłościwie nam panującej siły przewodniej, mające za zadanie wpłynąć na bieg wydarzeń podczas wyborów w PZPN świadczą o tym.
Wprawdzie Platforma Obywatelska deklarował otwarcie, że stoi murem za Zbigniewem Bońkiem, ale wiadomo, że w polityce co innego się mówi a co innego robi.
Zresztą Boniek jako człowiek niepokorny i posiadający wyjątkowy dar zrażania do siebie ludzi, mógł liczyć jedynie na głosy znikomej liczby delegatów. Wszyscy o tym wiedzieli, łącznie z Panem Drzewieckim – Ministrem Sportu, który starał się Zbigniewa Bońka sprytnie lansować i nawet niegdyś osobiście go namaścił na Prezesa PZPN.
Zdając sobie sprawę z wszystkich realiów wyborczych, szef polskiego sportu, zaprawiony w bojach z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, postanowił, niczym Marszałek Budionnyj dokonać zmasowanej szarży. Z lewego skrzydła najpierw uderzyła „ćwiąkratura”!
Na pierwszy ogień „poszedł” Grzegorz Lato, lecz atak na niego był anemiczny i nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Lacie zarzucono wzięcie niegdyś pieniędzy na darmowe wypożyczonego zawodnika ze Stali Mielec do ŁKS. Ponoć są nawet dokumenty potwierdzające dziwny „transfer”, lecz pomni różnych sensacji deklarowanych przez ludzi PO, póki nie zobaczymy......i tak dalej.
Jak nie Lato, to... oczywiście największy faworyt Kręcina. Tu postanowiono działać bardziej zdecydowanie. Z pomocą renegata z PZPN, niejakiego Jana Tomaszewskiego, „ćwiąkratura” zbrojna w mocne dokumenty najechała kolejnego kandydata na fotel Prezesa. I tym razem odnosząc sukces. Kręcinę aresztowano i mimo, że po kilku godzinach zwolniono, zaczęto mówić o nim Zdzisław K. Cała akcja była możliwa dzięki „niezwykle kompromitującym dowodom” przekazanym przez renegata Tomaszewskiego, Pani Minister Julii Piterze.
Coż to były za dowody? Przekazanie na polecenie Kęciny 350 tys. złotych, zajętych przez komornika, na konto Widzewa Łódź oraz zaległości podatkowe PZPN na kwotę 8 milionów złotych! Wstrząsające... gdyby nie strzał z pustaka.
Trudno oprzeć się przekonaniu, że Tomaszewski dobrze wiedział do kogo udać się ze swoimi „rewelacjami” i że nawet znaleziony na ulicy rachunek z pralni czy też kwit peronowy mógłby być przedmiotem wnikliwej analizy ze strony Julii Pitery i powodem wywołania szumu wokół własnych demaskatorskich działań.
Wracając do sprawy, od biedy można uznać, że w przypadku przekazania gotówki na konto Widzewa, zachodziła zwykłą chęć pomocy bankrutującemu klubowi, a w przypadku zaległości podatkowych było sensacją z rodzaju „Królowa Bona umarła”.
Bystra i epatująca intelektem niczym miś Puchatek Pani Julia Pitera wspólnie z „ćwiąkraturą” spowodowali zablokowanie konta PZPN i uznając to za sukces rozsiedli się wygodnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Nie zmącił im samopoczucia nawet fakt, że o zaległościach PZPN wobec fiskusa wiedziano od dawna (interpretacja przepisów była powodem spornym i stąd zaległości) i związek otrzymał prolongatę spłaty zadłużenia do końca listopada br.
Nic to, stosowne organa już w październiku łaps za konto i sukces już jest! O ile zmasowany atak ze strony urzędników Platformy, na kandydatów innych niż Boniek nie dziwi, to trochę dziwi zachowanie Tomaszewskiego. Raczej za Bońkiem nie przepada za Latą też, Kręcina mu nie miły. O co więc chodzi, o wrodzone zamiłowanie do krytyki i lansowania własnej osoby?
Jan Tomaszewski przyzwyczaił już do wspaniałych bon motów i cięcia równo z trawą wszystkiego i wszystkich. Oczywiście to na pokaz, bo gdy przychodzi do poważnych i obywatelskich deklaracji to zawsze pomoże władzy (jak niegdyś, gdy bezkompromisowo popierał wprowadzenie Stanu Wojennego).
Nie inaczej było tym razem. Wystawiając Kręcinę, Tomaszewski, Pitera oraz ćwiąkratura zafundowali Grzegorzowi Lacie fotel Prezesa PZPN. Walka na wyżynach w Związku nie była pasjonująca i łatwo można było przewidzieć jest zakończenie (i to w pierwszej turze).
Tylko biedny Zbigniew Boniek namaszczony przez władze rządowe w kraju, stał samotnie, bez szans z boku. Jego i tak to nie dotyczyło.
Zastanawiam się czy całe zamieszanie tuż przez wyborami w PZPN, to była przemyślana gra Platformy aby pozyskać Grzegorza Latę czy tylko (jak to bywa często) spaprana robota tuskowych urzędników.
poniedziałek, 3 listopada 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)