piątek, 27 czerwca 2008

Z cyklu "Kulisy ukochanej władzy" - Gieroj!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Dziś drugi odcinek z cyklu „Kulisy ukochanej władzy”.



Oraz bonusik (też o władzy)!

czwartek, 26 czerwca 2008

Lenin w październiku, koty w marcu a Michnik w sobotę.

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Stefan Kisielewski 24 lata temu opublikował na łamach Tygodnika Powszechnego ciąg nazwisk, opatrując je tytułem „Moje Typy”. Faktycznie tytuł oddawał wyjątkowo celnie, całą prawdę o wymienionych na liście osobach.

To były typy, ponure ciemne typy z okresu głównie późnego PRL, takie jak: małżeństwo Kedajów (tatuś i mamusia Pani Hanny Lis) Jerzy Urban, Ryszard Wojna, Jerzy Tepli, Marian Podkowiński i inni.
Materiał nie zawierał komentarza i prócz nazwisk nic w nim nie się nie znalazło. Cenzura nie wyczaiła podstępu, materiał się ukazał. Na tym polegał geniusz autora i jego przebiegłość.

Ćwierć wieku później niedawny jeszcze „kolega z pracy” i „szef umiłowany” znanego wszystkim Lesława Maleszki – Adam Michnik (piszę w ten sposób, bo o Michniku mało kto już dziś pamięta, a Malszeka jest wyjątkowo popularny w wielu środowiskach) był łaskaw sparodiować Kisiela i w identyczny sposób stworzył listę swoich prywatnych wrogów i przeciwników neokomunizmu w Polsce. Celowo piszę „sparodiował” gdyż Kisielewskiemu chodziło o dobro Państwa – cel wyższy i szlachetny, a nie jak w przypadku „dobroczyńcy Maleszki” własne, prywatne rozgrywki.

Widać inwencji Ojcu Redaktorowi braknie, pióro mu się stępiło, siedzi w archiwum i zrzyna pomysły z wielkich, bawiąc przy tym niebywale.
Pisał Michnik, pisał i napisał: „A to moje typy” z podtytułem: „Stefan Kisielewski 24 lata temu, Adam Michnik dzisiaj”. Wspaniałość ta miała premierę, oczywiście w „Gazecie Wyborczej”, w sobotę 21. czerwca br.

Zawsze śmieszyło mnie zestawianie w celach tworzenia chwytliwego hasła ideologicznego czy tytułu, czyjegoś nazwiska z datą czy terminem, jak to w okresie PRL często bywało (Lenin w październiku – koty w marcu; jak mówił ówczesny dowcip).
Ale niech mu tam, człowiek starej daty ma swoje przyzwyczajenia.

Ale do rzeczy.
Postanowiłem również sporządzić taką listę. Jako, że nie aspiruję do nagrody Pulitzera ani w ogóle do żadnych dziennikarskich zaszczytów (bo dziennikarzem nie jestem) uznałem, że w moim przypadku dozwolona jest „wolna amerykana”, bo jestem... amatorem!
Też sobie taką listę spiszę, wzorując się na... wielkim „Adamie Michniku”.

Poniżej moje typy:

Ajnenkiel Andrzej. Balcerowicz Leszek. Bartoszewski Władysław. Biedroń Robert. Boni Michał. Borowski Marek. Bortnowska Halina. Celiński Andrzej. Cichy Michał. Cimoszewicz Włodzimierz. Cywińska Izabella. Czajkowski Michał. Edelman Marek. Frasyniuk Władysław. Gebert Konstatnty. Geremek Bronisław. Holzer Jerzy. Komorowski Bronisław. Kondrat Marek. Kroll Bogdan. Krzemiński Ireneusz. Kułakowski Jan. Kuroń Jacek. Kurski Jarosław. Kutz Kazimierz. Kwaśniewski Aleksander. Lis Tomasz. Lityński Jan. Łuczywo Helena. Maziarski Wojciech. Mazowiecki Tadeusz. Mazowiecki Wojciech. Meller Marcin. Michnik Adam. Milczanowski Andrzej. Miller Leszek. Najsztub Piotr. Niemczyk Piotr. Olejnik Monika. Pacewicz Piotr. Paczkowski Andrzej. Paradowska Janina. Passent Daniel. Pawlak Waldermar. Pochanke Justyna. Sikorski Radosław. Siwiec Marek. Smolar Aleksander. Staniszewska Grażyna. Stasiński Piotr. Stomma Stanisław. Suchocka Hanna. Syryjczyk Tadeusz. Szczuka Kazimiera. Szostkiewicz Adam. Śpiewak Paweł. Środa Magdalena. Thun Róża. Tusk Donald. Urban Jerzy. Wachowski Mieczysław. Walter Mariusz. Węglarczyk Bartosz. Widacki Jan. Władyka Wiesław. Woźniakowski Henryk. Wroński Paweł. Żakowski Jacek oraz TW Bolek.

Niezłe „typy”, co?

środa, 25 czerwca 2008

Z cyklu "Kulisy ukochanej władzy" - Znak czasu!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
W kółko o Wałęsie i o Wałęsie!
Wałęsa powiedział, Wałęsa zrobił, Wałęsa się nie przyznał, Wałęsa podpisał....
A nasz Rząd?

Stara się haruje, aby żyło się lepiej i dostatniej. Gdzie w takim razie informacje o jego działaniach? Czy nikt nie dostrzega wielkiego poświęcenia tych ludzi?
Ministrowie zarywają noce, ślęczą nad mądrymi książkami i pogłębiają, i tak już głęboką wiedzę – a wszystko to dla naszego wspólnego dobra.
Aby przełamać ten marazm i otworzyć społeczeństwu oczy, postanowiłem wprowadzić na blog odcinkowy foto-komiks, traktujący o ciężkiej pracy członków gabinetu Donalda Tuska.
Mam zamiar przedstawiać te urocze Panie i mężnych Panów nieco od kulis, przybliżyć ich ludzką twarz – słodkiej i niezłomnej urzędniczki oraz wielkodusznego i niezłomnego urzędnika.

Dziś odcinek pierwszy ...

*

... oraz bonusik!


wtorek, 24 czerwca 2008

Jaś z patykiem i dzielnicowy Klemens W.

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Im więcej społecznej dyskusji wokół książki Cenckiewicza i Gontarzyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, tym co raz częściej prominentni członkowie Platformy Obywatelskiej dostępują zaszczytu przypływu „małpiego rozumu” w wypowiedziach na temat publikacji. Żałosne zabiegi zdyskredytowania historycznego opracowania najnowszej historii Polski i wątków z życiorysu ojca elit III RP, przypominają w swej wymowie zabiegi „Głupiego Jasia”, który by gołębie nie fajdały na pomnik ułana codziennie stał na cokole z patykiem i odganiał ptactwo. Gołębie i tak obsrały pomnik a Jaś się tylko namachał , spadł na ziemię i później ciężko rozchorował.
Tych kilku „Jasiów” z Platformy Obywatelskiej, aktywnych od kilku dni w prasie, tworzy wizerunek „Partii Janów” w której na szczęście nie wszyscy pragną być machającymi patykami oryginałami. Nieszczęściem jest jednak, że ta krzykliwa awangarda PO - to jej elity!

Kilka dni temu Pan Premier Tusk, w ramach dobrosąsiedzkich obowiązków oraz by wesprzeć duchowo Lecha Wałęsę udał się do niego na bankiet imieninowy. Nic w tym strasznego i dziwnego – rzecz jasna i oczywista. Sąsiad wpada na „lufę” do sąsiada, pogadają i do domu, bo dzieci płaczą. Ale Pan Premier dorobił do tego wielką idee i poszedł tam z misją . „Pójdę na imieniny Wałęsy, powiem mu, że nie jest sam” – powiedział.. Uroczo i miło. Wypowiedź była ponoć spowodowana sennym koszmarem Donalda Tuska, w którym widział on pusty lokal, gdzie pod ścianą przy stoliku siedzi samotny, płaczący Wałęsa a z głośników sączy się cicho „Komu dzwonią...”

Pan Premier poszedł i wcielony do licznego chóru wielbicieli L.W. wraz z innymi odśpiewał „mówię Ci, że nie jesteś sam” klaszcząc przy tym radośnie.

Mających podobne jak Donald Tusk koszmary senne było na imprezie wielu (m. in. Borowski, Komorowski, Mazowiecki, Geremek) i na pewno były Pan Prezydent nie może czuć się samotny. Nie było tylko kolegów z lat walki i „epoki styropianu”(?!). Tak czy inaczej samotność Wałęsie nie grozi, nawet po publikacji książki. Już „Towarzystwo Gazety Wyborczej” oraz różne „demokratyczne” środowiska (od Millera i Borowskiego) zasiliły legiony wspierające wielkiego elektryka.

Innym pieszczochem platformy, który zaangażował się w obronę dobrego imienia Byłego Pana Prezydenta jest oczywiście Janusz Palikot. Jak zwykle bezpardonowo i bezrozumnie, ot tak „pieprzyć aby pieprzyć” . Po jego wypowiedzi na temat książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” (której zapewne nie przeczytał) przysłowiowy „kaftan” sam się zawiązuje. Jakieś brednie o finansowaniu książki przez ambasadę Rosji, o agentach sowieckim.... a na koniec coś o okularach Cenckiewicza i Dostojewskim. Ech, świeże, tanie wino uderza do głowy, a wątroba i szare komórki już nie te co dawniej...
Wypowiadali się też Pan Niesiołowski, Chlebowski i Graś. Generalnie w podobnym tonie i też bez sensu.

Wszelkie rekordy pobił jednak niejaki Dolniak: „Obecna sytuacja skłania nas do tego, by myśleć o zmianie ustawy o IPN” - powiedział


Kto zacz ów Dolniak i z czego Go platformersi wystrugali? Radykał(?) z trzeciego rzędu polityków PO, były pracownik Dąbrowskiej Fabryki Obrabiarek, cudownie uprywatyzowany na fali przemian rządu Bieleckiego (tzw. aferałów). Jednym słowem „koń pociągowy Platformy – bez prawa głosu” - mimo, że dla świętego spokoju i wrażenia wewnątrzpartyjnej otwartości na masy, wybrany (milczącym) wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego PO.
Tak więc Dolniak prawdopodobnie otrzymał polecenie od władz i po raz pierwszy (no może drugi) publicznie wypowiedział się w ważnej sprawie swoim głosem.

Idea jego wypowiedzi, nie zmącona myślą i logiką sprowadza się do sposobu postrzegania świata przez niejakiego Klemensa W. (byłego dzielnicowego, jeszcze za czasów Milicji Obywatelskiej). Tenże Klemens W. Na początku lat 90-tych, mocno zniesmaczony licznymi wtedy przypadkami okradania powstających jak grzyby po deszczu sklepów z atrakcyjnymi towarami, był łaskaw powiedzieć – „a pozamykać te sklepy - to nie będą ich okradali!”

Mam wrażenie, że poseł Dolniak jest spokrewniony z opisanym Klemensem W., bo sposób myślenia tych Panów jest pokrewny. Przecież, jak zmieni się ustawę o IPN, na taką która nie pozwoli grzebać w przeszłości Wałęsy – problem współpracy agenturalniej sam się rozwiąże!
Brawo Dolniak!


P.S. Przyszła mi na myśl książka Jarosława Haska „Przygody dzielnego wojaka Szwejka” i śmieszny epizod, w którym to tajniak aresztuje gospodarza szynku Palivca za obrazę Najjaśniejszego Pana. Cała wina nieszczęśliwego szynkarza polega na tym, że zdjął ze ściany i wyniósł na strych obraz Cesarza Franciszka Józefa, gdyż jak mówił „muchy go obsrały”.

-----------------------------------------------
Poniżej prezent dla Pana Dolniaka – obraz Najjaśniejszego Pana oraz Muchozol przeciw natrętnym owadom.

Informacja dla Posła Paliokota – Uwaga! To w butelce nie nadaje się do picia!

piątek, 20 czerwca 2008

"Grupa Trzymająca Władzę II" – zdemaskowana!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Jedna z najinteligentniejszych postaci Platformy Obywatelskiej, wicepremier Grzegorz Schetyna wreszcie dał głos w sprawie TW Bolek kontra IPN.

Właściwie od wielu dni czegoś mi brakowało (kogoś?) w całej burzy wytworzonej wokoło książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Mówili dawni koledzy Wałęsy, przyjaciele, ubecy, wrogowie – nie wypowiadał się oficjalnie tylko przedstawiciel rządu. I oto dziś Pan Schetyna Grzegorz postanowił przerwać milczenie. I od razu bomba! Jak przystało na obdarzonego wybitną inteligencją człowieka, zgodnie ze swoim zwyczajem - mocno „po garach” i .... z hukiem.


(...) książka o Lechu Wałęsie powstała na zamówienie polityczne. Dyskusja, jaka rozpoczęła się wokół publikacji, ma charakter politycznej zemsty na dawnym przywódcy "Solidarności" Świadczy o tym fakt, że już przed ukazaniem się książki pojawiały się sugestie na temat jej treści (...). Koniec cytatu.

Zadziwiają swoją prostotą - urokliwa dedukcja i zmysł Szerloka Holmsa, prezentowane przez „mastermajnda” Platformy Obywatelaskiej. Czy Pan Schetyna sam wpadł na ten pomysł, czy też któryś z licznych doradców mu go podsunął - nie ulega wątpliwości, że zdemaskował w ten sposób kolejną „grupę trzymającą władzę (nad teczką Wałęsy)”.
Jak wynika z opowieści wicepremiera grupa ta od dawna znała dogłębnie treść publikacji i wykorzystując ten przywilej, narzucała reszcie nieświadomych obywateli swoje zdanie w wiadomej sprawie.

Spośród piętnowanych przez Pana Schetynę Grzegorza członków tejże grupy, należy w pierwszym rzędzie wymienić Jacka Żakowskiego, Ewę Milewicz, Władysława Frasyniuka, Monikę Olejnik, w których wypowiedziach (jak raczył stwierdzić Pan Wicepremier) „ już przed ukazaniem się książki pojawiały się sugestie na temat jej treści”. Skąd u nich taka wiedza? Skąd, dajmy na to znany wrocławski chuligan mógł wiedzieć na miesiąc przed publikacją książki o czym traktuje ona i jaka jest jej treść? Jak rozległe macki posiadają Ewa Milewicz i Jacek Żakowski, że wiedzą co o Wałęsie piszą Cenckiewicz i Gontarczyk zanim książka trafiła do druku? Nie dziwi tylko, jak zawsze znakomicie poinformowana Monika Olejnik. Ale ona wie wszystko (mimo, że w Zatoce nie była)!

Brawa dla Pana Schetyny za szybką akcję i wykrycie groźnej grupy „Trzymających Władzę II”. Nie na darmo taki człowiek jak Schtyna jest Ministrem Spraw Wewnętrznych – przebiegłość trzeba mieć we krwi.

P.S> Dożyliśmy ciekawych czasów. Tusk: To Kaczyński, nie Wałęsa jest zdyskwalifikowany (to na temat współpracy niegdyś Kaczyńskiego z Wałęsą). Pan Premier strzela sobie w stopę z dużego kalibru. Wali bezmyślnie i po omacku. Jak wobec tego traktować świadome zatrudnienie na wyraźne życzenie Premiera, na stanowisku doradcy niejakiego TW Znak, a dla przyjaciół z Platformy po prostu Michasia – Michała Boniego?
Panie Tusk, kto tu jest zdyskwalifikowany?

czwartek, 19 czerwca 2008

Jego Wysokość Bolesław VI

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Na skutek ohydnego ataku ze strony IPN na osobę Prezydenta Wałęsy, powstał społeczny komitet ds. nadania mu tytułu monarszego - absolutnego, co uniemożliwi dalsze ataki na Jego Wysokość (pod groźbą śmierci na szafocie). W tym celu przygotowano już wpis do „Pocztu Królów Polskich” wraz ze stosownym wizerunkiem (poniżej).
Popierajcie!


Bolesław VI Bezwstydny
(ur. 29 września 1943 w Popowie) - Samozwańczy przywódca z zawodu specjalista od wysokiego napięcia. Monarcha z dynastii Wałęsów, który (jak sam podaje) w pojedynkę obalił komunizm w Polsce prawdopodobnie przy pomocy tylko śrubokręta.

W latach 1967-1976 był pracownikiem, jako prądowy mistrz okrętowy, Stoczni Gdańskiej im. Wója Uljanowa. Wtedy to przysięgając na krucyfiks, złożył uroczyste oświadczenie o współpracy z namiestnikostwem sowieckim w Polsce.

W sierpniu 1980 był jednym z organizatorów i wodzów strajku w Stoczni Gdańskiej (jedynym i wyłącznym – jak sam podaje). Przeskoczył wtedy sprawnie przez ogrodzenie okalające zakład i stanął na czele – jak również podaje. By nie mnożyć podejrzeń specjalna ekipa zaufanych natychmiast, po dostarczeniu go na miejsce (specjalną łodzią) usunęła się w cień wraz z drabiną (po której wdrapywał się na okalający mur). 17 września 1980 został wybrany przewodniczącym Krajowej Komisji Porozumiewawczej. W kwietniu 1981 na zjeździe delegatów NSZZ Solidarność został wybrany formalnie przewodniczącym Solidarności oraz Krajowej Komisji Porozumiewawczej (1980-1981), której zadaniem było utrzymywanie negocjacji z rządem. Wprowadziło to komunistyczne namiestnikostwo w nastrój euforii, że tak łatwo udało się za pomocą zaufanych ludzi, wybrać na zaszczytne stanowisko w strukturach opozycyjnych zaufanego człowieka.

W grudniu 1981, po dokonaniu przez Wojciecha I Ślepego najazdu na Polskę, był internowany w Chylicach, Otwocku i Arłamowie, gdzie w towarzystwie zaborców (oficerów komunistycznej bezpieki) bił rekordy w połowach ryb słodkowodnych.
Niestety sielanka skończyła się i został zwolniony do domu w listopadzie 1982 i musiał wrócić do pracy w Stoczni Gdańskiej na stanowisko elektryka, które formalnie zajmował do 1990 roku.
W 1983 na skutek traumatycznych przejść dostał od tego wszystkiego Nobla.

Wraz z innymi „wybitnymi bohaterami” walki podziemnej uczestniczył w największej bitwie z komunistami, znanej jako „Wielka Popijawa w Magdalence”. Z gatunkowymi trunkami zmagali się tam wzajemnie, ze strony okupacyjnej - m.in.: Wojciech I Ślepy, Czesław Okrutny, Aleksander Magister-Moczymorda i Stanisław Ciossowiecki. Stronę „koncesjonowanej opozycji” prezentowali: (prócz Bolesława Bezwstydnego) Adam z Agory, Jacek Przepity oraz Bronisław I Najdroższy. W atmosferze bojowej pełnej heroicznych czynów i wzajemnego zrozumienia potrzeb, przez kilka dni dzielono wpływy w nowo organizowanym Państwie.
Aby przypieczętować ustalenia, postanowiono 31 sierpnia 1988 roku oficjalnie powołać do życia inicjatywę obywatelską zwaną (od kształtu mebla) „Okrągły Stół”. Nie przypadkowo wybrano taki kształt. Miał on zapobiec chowaniu się wewnętrznej opozycji w zaułkach wielkiego stołu oraz symbolizować cele i zamierzenia organizatorów – „w kółko to samo”.
W myśl ustaleń, ludzie Bolesława VI Bezwstydnego otrzymali władzę, a zaufani Wojciecha I Ślepego gospodarkę. Dużą rolę w cementowaniu układów i formowaniu nowej rzeczywistości odegrał Adam z Agory, który bohatersko, jako pierwszy wdarł się do pomieszczeń archiwum UB i pod własną kapotą, z narażeniem życia wyniósł kompromitujące dwór Bolesława dokumenty.

W grudniu 1990 roku został wybrany Głową Państwa. W latach swojego panowania aktywnie wzmacniał „lewą nogę” obdarował każdego z obywateli sumą 100.000.000 zł oraz puścił wszystkich „aferantów w skarpetkach. Dał się też poznać jako miłośnik przyrody, a w szczególności ptactwa z rodziny drozdowatych. W 1993 roku ułaskawił i pozwolił „wyfrunąć” z kraju „Słowikowi” – nie mogąc patrzeć na jego cierpienia za kratami.

Wielką rolę w Państwie i wpływ na kształtowanie się jego postawy odgrywał wówczas wierny giermek Mietek Papuć – wielokrotnie nawet (jak niesie legenda) zastępując w obowiązkach Bolesława.

W czerwcu 1992 roku na czele pospolitego ruszenia „czerwonych rycerzy” postawił zbrojny opór Janowi z Olszewskich, który przedstawili narodowi listę współpracowników namiestnikostwa sowieckiego w Polsce. Bolesław VI Bezwstydny (który na tej liście figurował) obalił legalną władzę stawiając na czele rządu nieudolnego figuranta Waldemara Niekumatego. W walce z Janem z Olszewskich towarzyszyli mu m.in. Donald Liczydło, Leszek Płatnyzdrajcapachołekrosji, Tadeusz z Mazowsza i Bronisław I Najdroższy.

W kolejnej elekcji, w listopadzie 1995 roku przegrał walkę o władzę ze wspieranym przez sowieckie pospólstwo Aleksandrem I Magistrem-Moczymordą. Wtedy obraził się i powołał „Instytut im. Lecha Wałęsy” mający za zadanie wydobywanie z siebie dalszych głośnych zachwytów nad własną osobą.

W 2000 roku ponownie starał się o wybór na zaszczytne stanowisko „Głowy Państwa” . Otrzymał, dzięki zaangażowaniu rodziny oraz nielicznych przyjaciół poparcie wielkości 1,01%. Obraził się wtedy i usunął w cień, rezygnując z pozostałych jeszcze, posiadanych funkcji (działalność w BBWR, członkostwo w Solidarności). Od tego czasu zajmuje się opowiadaniem bajek i pracą naukową w dziedzinie dendrologii (w szczególności pociąga go lipa).

Jest wyróżniony wieloma odznaczeniami i tytułami. Między innymi honorowym tytułem Przyjaciel Ludzi Bezdomnych. Mając na względzie dotychczasowe działania polityczne, w okresie swojego panowania, zapewniające godne miejsca zamieszkania (wille, własne osiedla) niepewnym swojej przyszłości, dawnym sowieckim namiestnikom – na tytuł ten zasłużył.
Bolesław VI Bezwstydny posiada liczne potomstwo. Córka dostąpiła zaszczytu tańczenia z gwiazdami, starszy syn dostąpił łaski boskiej i jako jedyny na całym świecie cierpi na przypadłość zwaną „pomrocznością jasną” a inny potomek Jarosław służy u dawnego sprzymierzeńca jego ojca – Donalda Liczydło i ponoć dobrze się zapowiada.

środa, 18 czerwca 2008

Minusy ujemne

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Im bliżej dnia pojawienia się na rynku księgarskim opracowania Cenckiewicza i Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" tym bardziej histeryczne ruchy wykonuje „bohater” książki, były Prezydent a prywatnie były elektryk Lech Wałęsa. Udziela wywiadów, obraża się, udaje że wychodzi ze studia ale wraca – ot mota się jak przysłowiowy „Szmul po pustym sklepie”. Z wypowiedzi w trakcie licznych wywiadów nie wynika absolutnie nic, a sam Wałęsa już po pięciu minutach w kolejnej rzece wywodów nieświadomie zaprzecza temu, co na początku rozmowy twierdził. Z uśmiechem na ustach, póki starczy mu nerwów i z luzem niekontrolowanym opowiada coraz to bardziej sensacyjne historie.

Nie bardzo wiem, kto zacz jest jego doradcą ds. medialnych, ale powinien go były Pan Prezydent i elektryk jak najszybciej wyrzucić. Wiadomo, że Wałęsa bez doradców funkcjonować nie może, więc ktoś taki w otoczeniu jego znajdować się musi. Rzecz w tym, że kolejny raz Pan były Prezydent wywalił kasę w błoto. Po epoce Zakrzewskiego, Drzycimskiego i „kapciowego Mnietka” Wachowskiego, którzy pomogli mu zająć zaszczytne czwarte miejsce w plebiscycie na najlepszego prezydenta odrodzonej Rzeczpospolitej (gorszy był tylko, też Bolek - Bierut) , Wałęsa zatrudnił kolejnego geniusza i płaci – i traci. Traci resztki honoru i mitu. Traci wizerunek bojownika i człowieka z poczuciem przyzwoitości. Nie wystarczy przy każdej okazji opowiadać, że samemu obaliło się komunizm i podobne temu populizmy (ciekawe, że to samo już od wielu lat opowiada poza granicami kraju Bronisław Lewartow-Geremek. Panowie powinni coś między sobą ustalić) – trzeba też mieć twarz, z którą w sytuacjach trudnych wychodzi się z opresji.

„Lechu idź w zaparte” ponoć radził byłemu Prezydentowi inny wielki „rewolucjonista” Jacek Kuroń. Było to jeszcze w 1992 roku, po pierwszych „teczkowych zmaganiach z bezpieką”. Czas pokazał, że Wałęsa mocno wziął sobie do serca te słowa i mimo, że Kuronia nie ma już między żywymi jego słowa są żywe do dziś. Nie oznacza to, że „pójście w zaparte” trwać będzie bez końca. Może się zdarzyć, że na skutek publikacji (o której jak dotychczas mało wiadomo) Lech Wałęsa powróci do starej wersji obiegowej, o podpisywaniu „jakichś tam kilku dokumentów (inna wersja: coś tam podpisałem)” .
Mało natomiast prawdopodobne jest, że przyjmie model Boniego, to znaczy pochoruje się, popłacze, wzniesie pomstę do nieba, ale na koniec przyzna do współpracy. „Pokorne cielę dwie matki ssie” mówi przysłowie, dlatego w nagrodę Boni po latach współpracy z SB, został doradcą Premiera. A Wałęsa? Co jeszcze może zyskać, gdyby nawet posypał głowę popiołem i wyrzekł słowa – „tak, byłem!”?
Już nic! Przecież doradcą nie zostanie – sam potrzebuje doradców, ministrem – za niskie progi, prezydentem – za wysokie! Już tylko hipotetycznie można rozprawiać „co by było, gdyby...” Ja obstawiam pracę w „Gazecie Wyborczej” w jednym pokoju z Maleszką.

A całkiem serio, szumowi medialnemu wokół publikacji autorstwa IPN winien jest sam Wałęsa. Zamiast siedzieć cicho i spokojnie czekać, odgrywa tragikomedię wciągając w swoją grę najosobliwsze postaci. Z charakterystyczną dla osaczonej zwierzyny desperacją , sięga po pomoc kłusowników. Do grona autorytetów moralnych świadczących niegdyś o czystości Wałęsy dobił wczoraj Gromosław Czempiński – PRLowski szpieg i szef SLDowskiego UOP, który jednoznacznie zakwestionował prawdziwość dokumentów „Bolka”. Zestawiając ze sobą wydane uprzednio przez Wojciecha Jaruzelskiego „Świadectwo Moralności Wałęsy” (na usilną prośbę samego Wałęsy) i wypowiedzi Czepińskiego mamy wstępny zarys bohatera książki historyków IPN.

Problem w tym, że kłusownicy, jak to kłusownicy najpierw poklepią i uśmiechną się, a później przystawią nóż do gardła. Choćby taki Siemiątkowski. Naopowiadał wpierw o nieskalanej przeszłości byłego Prezydenta, by wkrótce dodać coś o „mocno zdekompletowanej teczce” która wróciła do UOPu z Pałacu Prezydenckiego. Po co kraść dokumenty, które nie mają żądnego znaczenia? Kto zatem podprowadził kartki z teczki Wałęsy? Znów jakaś sprzątaczka?


P.S> Trudno odmówić sobie też skomentowania „rewelacji” Wałęsy, którymi to sam zainteresowany obficie na raczy od kilku dni. Szczególnie spodobała mi się wypowiedź o planowanym porwaniu bohatera.
Jako wielbiciel filmów sensacyjnych z wypiekami na twarzy czytałem: - Dlaczego nie mówią, że chciano mnie porwać? Kto chciał to zrobić? Dlaczego nie mówią, że żona Gwiazdy chciała mnie wyciągnąć ze stoczni, żeby mnie porwano, a na moje miejsce wstawić Gwiazdę?
Okropność! Mniemam, że małżeństwo Gwiazdów swój plan przygotowało na tyle profesjonalnie, że do dziś nie udało by się zauważyć, że Wałęsa to nie Wałęsa tylko Andrzej Gwiazda. Szczęście Boskie, że ktoś pokrzyżował im plany! Ale temat jest mocny - polecam scenarzystom i reżyserom, szczególnie młodego pokolenia.

Mam też drugą wersję scenariusza – light science-fiction. Otóż, na ziemię przybywają „Obcy z Gwiazd” i planują porwanie Lecha Wałęsy. W tym celu żona jednego „przybysza” próbuje wyciągnąć przewodniczącego Wałęsę i uprowadzić go statkiem kosmicznym na inna planetę. W jego miejsce szykowany jest już odpowiedni „Obcy z Gwiazd” - sobowtór, który ma zastąpić miłościwie panującego przewodniczącego...... Ciąg dalszy dopisze wkrótce życie (albo też wkrótce, sam były Prezydent Lech Wałęsa w kolejnej opowieści).

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Chciałem zabić...

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
"Jako premier polskiego rządu, muszę wypowiadać się w sposób wyważony, ale wczoraj... chciałem zabić" - przyznał Donald Tusk.
Ciekawość naszą, ośmielonych szczerością Premiera, budzą też marzenia innych członków gabinetu.

Czy pozostali wykażą tyle odwagi co szef rządu i też ujawnią swoje najskrytsze pragnienia?

Niestety, aby dowiedzieć się o czym marzą najpopularniejsi politycy koalicji PO-PSL musieliśmy posunąć się do drobnego podstępu i podczas posiedzenia gabinetu Premiera Tuska, podłączyć niektórym członkom rządu znajdującym się akurat w objęciach Morfeusza - „Wykrywacz pragnień”. Efekty przerosły najskrytsze marzenia...


czwartek, 12 czerwca 2008

Prawda leży na wierzchu?

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Dziennik.pl poinformował wyczerpująco, że pejsiaste sieroty po żydokomunie napisały w dzienniku „Haaretz” (lewacka gazecina) o „polskich obozach zagłady” dokładając tym samym cegiełkę do budowanego z mozołem porozumienia między Polską a Izraelem (hie-hie!).

"Wolverine ma za sobą historię związaną z polskim obozem zagłady" - pisze Mordechai Shinefeld, w swoim tekście o gościu, którego rodzinę zatłukli tamże hitlerowcy. Analizując debilizm autorski, warto zwrócić uwagę na dalsze naziolskie prowokacje pismaka, który twierdzi jakoby obozy koncentracyjne zorganizowali Polacy, a nie Niemcy (hie!). Czyli (hie!) w okupowanej Polsce istniał spory, państwowy przemysł zajmujący się budową obozów zagłady.
Od kretynizmów łeb pęka - zawsze jak za polskie tematy bierze się ten zakapturzony tabloid.
Taka teoria znajdzie jednak wielu wyznawców. Na przykład Elie Wisel (lewacki antypolski świr z emigracji) od dawna już twierdził, że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”. Czyli akt masowej kolaboracji z hitlerowcami na pewno był.

Jeśli chodzi o tego łacha, to wiadomo dziś, że współpracował z terrorystyczną organizacją Irgun, która dokonała m.in. w 1946 roku, ataku bombowego na hotel Króla Dawida. Zginęło tam 90 osób – Arabów, Brytyjczyków i Żydów. Widać, że pysie mieli radochę z wysadzania w powietrze też i swoich.
Wiesel i jemu podobni psychole z Irgun, aby wzmocnić swoje naziolskie wpływy w anektowanych arabskich enklawach, bawili się pysznie szczególnie 9. kwietnia 1948 roku, podczas dokonywania masakry w arabskiej wsi Deir Jassin. Zatłukli tam 254 osoby.

Widać, że koncepcja dialogu (przede wszystkim z największymi skurwielami) dostaje niezły łomot. O własnych rzeźniach pysie-psychole każą milczeć a w zamian wymyślają własne, kłamliwe historie, którymi zapychają gęby żądnej sensacji publice.

(przepraszam, ale tekst pisany „zaangażowanym barburem”)


P.S. Bardzo dziękuję Panu Eli Barburowi za inspirację i możność wykorzystania szerokiego wachlarza jego epitetów i określeń (płynących z tekstów tego poczytnego autora).
Oby Allach usunął wszystkie kolce spod jego stóp a słońce rozświetliło jego mądrość, która niech promieniami jak łaską Allacha na nas spływa. Salem-Olejkum.

środa, 11 czerwca 2008

Bohaterowie na stalowych rumakach

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
„Izraelski czołg zabił palestyńską dziewczynkę
Dziewięcioletnia dziewczynka palestyńska zginęła w kontrolowanej przez Hamas Strefie Gazy na skutek ostrzału czołgu izraelskiego - poinformowały palestyńskie źródła medyczne.
Ciało dziewczynki znaleziono w ruinach domu w mieście Karara na wschód od Chan Junis po ostrzelaniu budynku przez czołg izraelski. W momencie ataku dziecko znajdowało się w środku.Rzecznik wojsk izraelskich powiedział, że siły naziemne zaatakowały w środkowej części Strefy Gazy palestyńskich rebeliantów, którzy usiłowali ostrzelać ogniem rakietowym Izrael. Dodał, że nic mu nie wiadomo o ofiarach cywilnych.”


Tyle PAP. W Polsce toczy się proces żołnierzy oskarżanych o udział w ostrzelaniu afgańskiej wioski Nangar Khel. Wszędzie tam, gdzie dotarła cywilizacja, za wojenne zbrodnie odpowiada się przed sądem, a w sytuacjach spornych, niejasnych gdzie śmierć ponieśli cywile, należy niewinności wojskowych dowieść. W przeciwnym wypadku, każdy żołnierz traktowany jest jak zabójca i winien odpowiadać jak pospolity przestępca. W tym celu prawo przewiduje procesy. Dotyczy to większości krajów.

Niestety nie dotyczy to państwa izrael, gdzie nadal odbywa się eksterminacja ludności palestyńskiej. Bezmyślna dzicz, izraelskie żołdactwo bezkarnie, na oczach świata morduje ludność cywilną z Palestyny, sprawiając tym nie lada uciechę licznemu żydostwu światowemu. Dla nich ludzkie życie warte jest tyle, ile kosztuje jeden pocisk czołgowy. To w ich mniemaniu łatwo daje się przeliczyć na dolary, funty i szekle.
Przykro stwierdzić, że sześćdziesiąt lat istnienia tego państwa nie wyrobiło w rządzących i większości obywateli (którzy tych rządzących wybierają) potrzeby ucywilizowania się, dostosowania prawa do standardów międzynarodowych oraz zwykłej ludzkiej sprawiedliwości. Obrońcy „terroryzmu państwowego” panującego w izraelu, jak mantrę powtarzają od lat: „Walczymy z terrorystami w taki sposób, w jaki oni walczą z nami”.
Zatem po co oburzenie, międzynarodowy szloch po zamachach na osiedla żydowskie? Przemoc nie usprawiedliwia innej przemocy. Stosując podobne metody do potępianych „terrorystów palestyńskich” siły zbrojne izraela niczym nie różnią się od celów swoich ataków. Dzicy walczą z dzikimi. Tylko gdzie w tym wszystkim jest miejsce na ludność cywilną, na bezbronne dzieci?

W tym miejscu nasuwa się na myśl, podobna sytuacja z naszej, Polskiej Historii. Hitlerowska okupacja, pociągi do Auschwitz, łapanki uliczne, germańskie żołdactwo mordujące bezkarnie dzieci, kobiety, starców. Powinniśmy w pełni rozumieć co mogą odczuwać zwykli bezbronni ludzie stojąc naprzeciwko machinie zagłady z „gwiazdą dawida” na fladze. Dla nich nie ma ratunku. Przecież w każdej chwili, bezmyślny wojak może jednym ruchem ręki unicestwić „potencjalny arabski terroryzm” w jego rodzinnym domu. Za około 1000 USD – tyle kosztuje pocisk i tym samym, tyle kosztuje życie palestyńskiego cywila (dziecka).

Po doświadczeniach II Wojny Światowej powtarzano sobie nie raz – nigdy więcej nazizmu, hitleryzmu, zbrodni ludobójstwa. Nie przewidziano wtedy jednak „bohaterskiej armii izraelskiej” i ich „bezpardonowej” walki z palestyńskimi dziećmi.
Kto mógł przewidzieć, że dziś, potomkowie ciężko doświadczonych przez holocaust, sami będą zachowywać się, jak oprawcy ich ojców.


Bohaterowie walk z „polskimi bandytami” ...

i „palestyńskimi rebeliantami” – historia zatoczyła koło.

sobota, 7 czerwca 2008

Ręce precz od komputera Wałęsy!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
„Czytałem wypowiedź o Bolku Prezydenta Kaczyńskiego i muszę powiedzieć, że to nie mieści się w głowie, przybliżenie normalnej. W obliczu faktów, prawa i pozycji już to samo powinno być powodem do prawnego w trybie natychmiastowym usunięty z urzędu.
Władzą komunistycznym w tamtym czasie o to właśnie chodziło, by w tą prowokacje tacy jak Kaczyńscy, Zybertowicze, Wyszkowscy, Macierewicze z Gwiazdami na czele uwierzyli i sojusznikami się stali. To się teraz udało na oczach całego świata w 25 rocznicę otrzymania Nagrodę Nobla, za wspaniałą pokojową walkę, przewodzenie i zwycięstwo. Czy z takimi ludźmi, często zastępcami, z takim ładunkiem zawiści, zazdrości, głupoty mogłem osiągnąć więcej.
Upokorzony, zawstydzony z trasy USA, Ekwador, Hiszpanii rozsławiający imię Polski Lech Wałęsa".
(pisownia oryginalna!)

Tak napisał w e-mailu wysłanym do PAP (podobno?) Lech Wałęsa, odnosząc się do wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego na temat osoby „Bolka”. Były prezydent uważa, że dotycząca go wypowiedź prezydenta o tym, że był on agentem o pseudonimie "Bolek", daje podstawy do natychmiastowego usunięcia głowy państwa z urzędu.

Nie może być prawdą, że powyższe słowa skreślił absolwent Technikum Elektrycznego. Szkoły, W której jak w każdej innej ponad podstawowej szkole uczono pisać, czytać i mówić w miarę poprawną polszczyzną. Przytoczony tekst prezentuje poziom co najwyżej podstawówki i to do tego, z zaległością kilku semestrów na skutek przewlekłej choroby.
Tak właściwie, to... nie bardzo wiadomo o co chodzi – i o to chodzi!

Daleki od spiskowej teorii dziejów, wietrzę kolejny spisek przeciw byłemu Prezydentowi.
Czyżby znów tajemnicza sprzątaczka, podczas nieobecności Lecha Wałęsy, świadomie podkopywała jego autorytet wysyłając ośmieszający mail do prasy?
Dopiero co, kilka dni temu, paskudna ta kobieta zadrwiła z Pana Wałęsy, wysyłając do Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy negatywną odpowiedź na apel i prośbę o mediację w sporze Związku z Rządem (co Pan Wałęsa był łaskaw już zdementować).
Teraz znów jątrzy i ośmiesza Wielkiego Polaka.

Ręce precz od Wałęsy i ... od jego komputera!

Z ostatniej chwili: Zaprzyjaźnionemu fotoreporterowi wreszcie udało się wykonać zdjęcie tajemniczej, podstępnej sprzątaczki!!!

środa, 4 czerwca 2008

„Targowica” A.D. 1992

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
4. czerwca 1992 roku dokonano zamachu na polską demokrację. Inicjatorem i pomysłodawcą rewolty był „TW Bolek” – Lech Wałęsa. Ponadto, awangardę grupy inicjatywnej tworzyli: Tadeusz Mazowiecki, Donald Tusk, Mieczysław Wachowski, Leszek Moczulski, Waldemar Pawlak, Bronisław Geremek, Aleksander Łuczak oraz Paweł Łączkowski – osoby w większości sprzyjające postkomunistycznym układom rodem z RPL.

Prominentni politycy przestraszeni możliwością upublicznienia donosicielskiej przeszłości własnej oraz swoich kamratów i wspólników, pospiesznie dokonali zamachu na Pierwszy Polski Rząd w pookrągostołowej Polsce.
Dzięki sprawnemu liczeniu głosów i „targowickiemu” knuciu udało się przywrócić do władzy na wiele następnych lat komunistyczny beton z SLD, UD czy PSL. Beton, który dawał wielu gwarancję nietykalności i możliwość dalszego tuszowania haniebnych uczynków .

Po zaledwie trzech latach nadziei na odcięcie się od bandyckich układów komunistycznych, po trzech latach od pierwszej próby demokratyzacji kraju – postkomuniści: Mazowiecki, Geremek, Łuczak wsparci ubeckim kolaborantem Moczulskim wspomogli zagrożonego międzynarodową kompromitacją tajnego współpracownika służb specjalnych „Bolka” w walce z prawdą.

Dziś te działania śmiało można umieścić na kartach historii obok „konfederacji targowickiej” a osoby w nich występujące, obok Potockiego, Branickiego, Rzewuskiego czy Kossakowskiego. Należy mieć nadzieję, że podobnie jak handlarzy polskiej niepodległości sprzed ponad dwustu lat, tych obecnych „targowiczan” spotka również zasłużona kara.


wtorek, 3 czerwca 2008

Odechciało jej się!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Jak się nie chce, to gorzej jakby się nie mogło. Takie powiedzenie funkcjonowało kiedyś i miało ukazywać beznbadzieję lenistwa. Lubimy się lenić i mając do wyboru ciężką pracę oraz opowiadanie o niej, większość wybierze to drugie.

Tak też postępuje niekwestionowany „hiperpracuś” w rządzie Donalda Tuska, pani Julia Pitera. Właściwie to o „palmę pierszeństwa” w pozorwaniu pracy może nawet konkurować z Panem Premierem, ale w medialnym show wokół własnej zaharowanej osoby znacznie Go prześciga.
Pan Tusk raczej nie kryje zamiłowania do wypoczynku. Tu pojedzie – tam pojedzie, przymierzy czapkę, przepchnie pociąg, wąchnie grzyba, kopnie piłkę – napracować się, nie napracuje, za to cały czas się uśmiecha. Znaczy się, wypoczynek sprawia mu przyjemność większą niż praca, przy której Go nie widać, a i efektów jej brak.

Minister Julia Pitera to co innego. Ona wkłada mnóstwo pracy w tworzenie pozorów, że ma tej pracy mnóstwo.
Narobiła się kobicina niemało przy raporcie nt. nieprawidłowości w CBA – noce zarywała, nagroziła się palcem różnym politykom, aż ich pot zimny oblewał. O mało całego Centralnego Biura Śledczego nie rozbiła opowiadaniami, co też w tym raporcie strasznego się znajdzie! Samochód nawet jej spalili źli ludzie, wiedząc zapewne, że w bagażniku gromadzi tajne dokumenty i haki na CBA. Nic jednak nie powstrzymało Julii Pitery przed opublikowaniem.... krótkiej notatki służbowej dla Premiera Tuska! Notatki, z której nic nie wynikało, a którą to zapewne Pani Minister rano, w trakcie drogi do pracy tramwajem (samochód jej spalili) na kolanie napisała.
W każdym razie zamiast dymisji szefa CBA, wielki bąk Pani Mister i pochwała za dobrze wykonywaną pracę dla Mariusza Kamińskiego.

Co przeszkodziło Pani Minister w spełnieniu swoich zapowiedzi, nie trudno zgadnąć. O tym na wstępie. Natomiast sama zainteresowana, po nabraniu sporej dawki wody w usta zamilkła. Dopiero po kilku dniach tę wodę przełknęła i raczej do tematu już nie wracała.

Dziś dowiadujemy się, że kolejny raport tworzony z mozołem przez Panią Piterę nie ujrzy światła dziennego. Nie dowiemy się za co płacili kartami kredytowymi ministrowie w poprzednim rządzie i do jakich to nieprawidłowości finansowych się posuwali.

Nie dowiemy się, bo Pani Minister odechciało się chcieć! Podobno, jak sama twierdzi „raport” jest gotowy, lecz jego obraz jest tak żałosny i straszny, że nieludzkim było by komukolwiek go pokazywać. Może się zdarzyć że ów „raport” (zakładając, że takowy w ogóle istnieje) będzie służył jedynie ścisłemu kierownictwu Platformy, w celu straszenia niegrzecznego potomstwa (w miejsce bicia), lub zamiast sztampowych i nędznych dreszczowców na długie jesienne wieczory.
Istnieje jeszcze cień szansy, że koledzy partyjni przekonają Panią minister aby jednak upubliczniła „raport”. W końcu długie miesiące opowiadania o nim w mediach, znów grożenie palcem, straszenie – i nic!?

Myślę jednak, że i tym razem może skończyć się, na kilku kartkach napisanych w czasie tramwajowej podróży do pracy (no może już w nowym samochodzie).

P.S. Krążył kiedyś (jeszcze w PRL) taki oto dowcip:
Przyjeżdża dziennikarz na budowę i widzi, że robotnicy „zasuwają” z pustymi taczkami od jednej strony placu budowy na drugi, w tempie przeokropnym.
Zatrzymuje, więc jednego i pyta: Dlaczego wozicie puste taczki w tę i z powrotem?
A na to robotnik: Bo jest taki zapierdol, że człowiek nie zdąży załadować!

To tak a propos działań Pani Minister.

PANI MINISTER TOCZY!