czwartek, 30 kwietnia 2009

Kapitan Kloss powraca! Nie emitowany dotąd odcinek 19.

Jak mówi stare przysłowie „Co ma wisieć, nie utonie”.
Jak zawsze przychodzi nam przyznać rację mądrościom narodu (którymi są przysłowia) i zakomunikować, że zawieszony został poniżej na blogu zapomniany i nie emitowany dotąd odcinek „Stawki większej niż życie”.
Nie utonął w morzu tandety i tanich sitkomów i jest już dostępny dla wszystkich wielbicieli dzielnego kapitana Klossa oraz amatorów mocnych wrażeń.
Chwilowo tylko w wersji komiksowej, ale kto wie..., może już niebawem uda się odtworzyć jego filmową wersję.

środa, 29 kwietnia 2009

Chóru Wujów ciąg dalszy. Robert Kloss i Hanna Stirlitz

Wielki Chór Wujów zorganizowany przez „Rodzinę Agora” rośnie w siłę, a termin ostatecznej rozprawy z telewizyjnym faszyzmem zbliża się nieuchronnie.
Im bliżej „Dnia Sądu Ostatecznego nad Farfałem”, tym mniej jasności w sprawie. Zaskakuje zwłaszcza dziwna postawa samej „GW”. Z jednej strony zorganizowała ogólnopolski zryw artystów i podjęła pomysł Seweryna (Andrzeja nie Blumsztajna) i Krauzego, nadając mu patronat duchowy, a z drugiej strony kolaboruje z TVP aż miło.
Tak, kolaboruje, bo jak inaczej nazwać wspólny patronat medialny nad „Paradą Schumana”?
Czyżby obecność faszystowskiej telewizji nie przeszkadzała „gazecie” w momencie gdy w tle pojawia się „dobra kasa”?

Zabawne, że jeszcze trzeciego maja „Rodzina Agora” będzie w zwartych szeregach wygrażać pięścią telewizyjnym faszystom, a już dziewiątego wspólnie z nimi patronować unijnemu jublowi. Pewnie też na unijnej majówce pojawi się wielu artystów, jeszcze kilka dni wcześniej bojkotujących Farfała and Co. Ubaw po pachy!

Szlak z Czerskiej na Woronicza przeciera od dłuższego czasu na przykład Red. Robert Błoński, częsty gość redakcji sportowej TVP. Jemu faszyzm, jak widać nie przeszkadza. Wprawdzie odmiana sportowa jest o wiele łagodniejsza od odmiany faszyzmu politycznego, ale czy to godzi się...? Co na to Adam Michnik, a zwłaszcza czołowy antyfaszysta Pacewicz?

Do niedawna też obliczem faszystowskich „Wiadomości” była powiązana z „GW” poprzez osobę męża Tomasza, Hanna Lis.
Lisowie wierni oboje filosemickiej ideologii i znani z maniakalnej uległości wiernopoddańczej wobec osoby A. Michnika z minami cierpienników „kroili” grubą kasę, brzydząc się „faszystowskimi sumami” przelewanymi na ich konta.
Na szczęście ich gehenna została połowicznie przerwana. Hanna Lis został, brzydko mówiąc „posunięta” czyli wyrzucona z pracy w TVP.
Teraz cierpi już tylko Tomasz. Cierpi i od czasu, do czasu popełnia mały felieton w „Gazecie Wyborczej” i tym samym staje się kolejnym pomostem łączącym „Rodzinę Agora” i TVP.

Jedynym logicznym wytłumaczeniem „bojkotu poprzez współpracę” jest hipoteza o agenturalnej działalności wymienionych powyżej członków „Rodziny”. Może to Błoński, niczym Hans Kloss „rozkłada na żywo” skostniałe faszystowskie struktury redakcji sportowej telewizji publicznej? Może Hanna Lis jak osławiony Stirlitz narażała przez tyle dni zdrowie i życie, by zniszczyć „od wewnątrz” wroga? Wprawdzie jej misja została zakończona i teraz czas już tylko zaszczyty, ale mąż, mąż na posterunku trwa....

Wałęsa idzie na czele rozgniewanego tłumu na Belweder. W rękach trzyma transparent „Precz z Wałęsą”. Albo inaczej: - Chór Wujów idzie pod Telewizję Polską z transparentami „Precz z Chórem Wujów”!

wtorek, 28 kwietnia 2009

Wieści z Kongresu EPP (cz.1)

Zapowiadany Kongres Europejskiej Partii Ludowej, jeszcze się na dobre nie rozpoczął, a już podjęto pierwsze ważne zobowiązania. W atmosferze wzajemnego zrozumienia i sympatii. Tak jak między przyjaciółmi bywa :)





















P.S. A propos EPP....
Jakoś dziwnie często przekręcany jest skrót Europejskiej Partii Ludowej. Sam nie wiem dlaczego, cholera jasna zamiast EPP ludziska mówią PEE, co w języku angielskim oznacza fizjologiczą czynność oddawania zbędnego moczu.
I właśnie „a propos” moczu. W całej Polsce modne są obecnie nowe oznaczenia toalet i szaletów miejskich. W jednym z bardziej znanych klubów nocnych Stolicy „Bolorama” nad kabinami widnieje taki oto neon. LW czyli Lać Wolno bądz, co się komu skojarzy...

Sława Prezydenta Wałęsy sięga nawet pisuarów.




poniedziałek, 27 kwietnia 2009

"The Man With The Golden Screwdriver" - niebawem w kinach!











Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze!
Gdy Pan Reżyser - Laureat Oskara za Całokształt – Andrzej Wajda, przymierzał się i zbierał fundusze, inni zagarnęli pomysł i wyprzedzili go już w przedbiegach.

Zamiast Wielkiej Narodowej produkcji o najwybitniejszym Polaku, zawierającej patriotyczno-elektryczne wartości, do kin wejdzie już niebawem pełnometrażowy obraz sensacyjno-szpiegowski pt. „The Man With The Golden Screwdriver” (Człowiek ze złotym śrubokrętem) wyreżyserowany przez niemniej wybitnego twórcę kina akcji Andrew Dawaj’a.
Oczywiście tytułowy bohater, to nasz „Bolek”, duma i sława całej współczesnej Polski.

Trzeba przyznać, że Dawaj przedstawił historię „Wielkiego Elektryka” bardzo rzetelnie i wiarygodnie, a co najważniejsze w sposób odpowiadający wizerunkowi bohatera, nakreślonemu przez obecną władzę.
Nam udało się dotrzeć do kilku zdjęć z planu oraz skryptu zawierającego główne punkty scenariusza i robocze fragmenty dialogów.

To co zobaczyliśmy, przeszło wszelkie oczekiwania!
Bazując na archiwalnych kronikach i fotografiach „z tamtych lat”, udało się reżyserowi wiernie odtworzyć klimat i nastrój epoki wielkich przemian. Warto dodać, że kostiumy do filmu zaprojektował sam Tomasz Pajacyków, charakteryzację wykonał – Michał Pieróg-Ruski, a konsultantami merytorycznymi byli Panowie, Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak.
Tak więc powstaje dzieło, które wypełni lukę w polskim kinie, gdzieś pomiędzy Psy2 a Świat Według Kiepskich.

W rolach głównych plejada gwiazd rodzimego kina science-fiction. Kogo my tu mamy...?
Lecha Wałęsę (agenta 001 i ½) zagra znany w całej europie James Burncat. Żonę przywódcy „Wielkiego Zrywu” – Julietta Pituria-Nieroboff, generała Jaruzelskiego sam Don-FrankKsut, generała Kiszczaka – Zbig Bready, nadredaktora z „GW” – Hannie Staphyloccocus-Twist a nieodżałowanego Ireneusza Sekułę – Steven Nosiollov. W pozostałych rolach: Slavo Novaku (Wachowski) Wlady Bartosch (Geremek), Gregg Schettin (Blumsztajn), Radko Tomtit (Kuroń), Al Grad (Gierek), Paul Grassi (Kwaśniewski), Bronn Komor (Łuczywo), Kaz Kucay (Tow. Grudzień) i inni.
Scenariusz i dialogi: Mada Kinchim, muzyka Nickolai Suckup (dyrektor Radia Roxy FM). W filmie wykorzystano fragmenty „Międzynarodówki” , „Wiersza o Stalinie” oraz „My młodzież z KPP”.

Skrypt scenariusza (w punktach) – tyle udało nam się zdobyć.

1. Popowo – wśród fanfar i jasności niebiańskich przychodzi na świat dziecię. Zebrany tłum oczekujący na narodziny wyzwoliciela głośno woła Lechu, Lechu....
2. 3. 4. 5. 6. 7. – zalane kawą, nieczytelne.
8. Młody 001 i ½ staje na czele buntu. Prowadzi zdesperowany tłum gołębiarzy-amatorów przeciw administracji domu komunalnego przy ul. Wcielonych do Wehrmachtu 18. Sprawa dotyczy protestu przeciw zakazowi hodowli gołębi na terenie posesji.
9. 10. 11. 12. – zamazane, nieczytelne.
13. Znów młody 001 i ½ staje na czele! Tym razem z pomocą uczynnych funkcjonariuszy WOP i MO dostaje się na teren Stoczni Gdańskiej, gdzie trwa protest przeciw rządom Kaczyńskich.
14. Podpisanie porozumienia z rządem. 001 i ½ stawia słynne trzy krzyżyki na dokumencie.
15. 16. 17. 18. 18. 19. 20. 21. 22. – zalane kawą, nieczytelne
23. Ogólnopolska akcja rozdawania 100.000.000 zł wszystkim obywatelom. 001 i ½ osobiście jeździ po kraju i wręcza koperty z gotówką oraz odbiera buty „aferantom”.
24. Próba zorganizowania powszechnej akcji zapładniania panien przez agenta 001 i ½. Cel – pragnienie bycia „ojcem narodu”.
25. Teczki Macierewicza! 001 i ½ wzywa do broni! Postępowe, zdrowe jądro narodu obala paskudny rząd „antywałęsowski”, znów można spokojnie pić wódkę z kolegami.
26. Powstaje, na wniosek Rady Naczelnej Platformy Obywatelskiej, Polski Kościół w Wałesie Jedynym. W sejmie zamiast krzyża zawieszone zostają „Święte Wąsy”.
27. 001 i 1/2 , na wniosek Premiera i Marszałka Sejmu staje się nieśmiertelnym. Podczas głosowania „za” było 459 posłów, jeden „przeciw”.
28. 29. 30. – zalane kawą, nieczytelne
31. Rząd Rzeczpospolitej w uznaniu zasług 001 i ½, postanawia zastąpić dotychczas obecnego w godle kraju białego orła – złotym śrubokrętem.
32. 33. 34. 35. – nieczytelne, zamazane i pokreślone...
... ale nie ma się co martwić, niebawem wszystko zobaczymy na wielkim ekranie.To może być przebój roku!

piątek, 24 kwietnia 2009

Chór Wujów

Zbliżą się ustalony odgórnie termin bojkotu TVP. Ogłosił go artysta Seweryn Andrzej, a zorganizował medialnie Krauze Krzysztof.
Ma się odbyć trzeciego maja i polegać na wyłączeniu tego dnia prze obywateli odbiorników telewizyjnych i całkowitym olaniu publicznej telewizji.
Intencją organizatorów jest pokazanie, że mniejszości narodowe mocno się trzymają i jak chcą, to mogą zdrowo namieszać i wskazać reszcie narodu właściwą drogę.

Jak zwykle w takich przypadkach, całą sprawę diabli wezmą, choć dziś wiele osób deklaruje solidarność z pomysłodawcami. Gotów jestem założyć się, że trzeciego maja i tak, może prócz Seweryna i Krauzego reszta popatrzy w szklany ekran, choćby z ciekawości.
Zapewne stanie się tak, gdyż władze TVP skupione wokół „parszywego faszysty” Farfała zapowiedziały na trzeciego maja, moc atrakcji filmowych i rozrywkowych.

Wychodzi na to, że odrealniony „wuj” popierany przez innych pomniejszych niedocenionych „wujów” próbuje tylko totalnie namieszać, a ma to na celu pokazanie się i autolansik niedolansowanych.

Inicjatorami akcji są osobnicy, którym nie przeszkadzało to, że telewizją rządzili (już za demokracji) Jerzy Urban, Andrzej Drawicz (donosiciel ubecki) i Robert Kwiatkowski (neokomuna aferalna). Wtedy było „cacy” – dziś jest „be”?
Zwłaszcza za panowania w/w indywiduów, większość dziś protestujących byli potulnymi barankami i raczej nic im nie przeszkadzało.
(Nie)świadomie wyrobili w ten sposób model „artsty-prostytutki”, który całkowicie im odpowiadał, i który udanie stosowali przez okres panowania wszystkich kolejnych szefów Radiokomitetu.
Dodając, że niektórzy z nich wasalizm artystyczny ćwiczyli już dużo wcześniej, za panowania osławionego „Maciusia” Szczepańskiego, Józefa Bareckiego czy Zdziasława Balickiego (a nawet Włodzimierza Skorskiego) można powiedzieć o zachowaniu ciągłości idei prostytucji twórczej.
A tu nagle im się Farfał nie podoba!
Że faszysta, że niedobry, że... jeszcze coś tam.
Musiał chłop im złego coś zrobić, podpadł na całej linii jednym słowem.
Nie przymierzając, może jak europoseł Golik – dopuścił się gwałtu na prostytutce....?

Oczywiście najgoręcej klaszcze w brudne łapki „Gazeta Wyborcza” podpuszcza i jątrzy.
Przejęła patronat duchowy oraz ideologiczny.
Wybrała sobie „ałtorytyty” i robi zadymkę.

Odkurzyła i dolała elekrolitu Edelmanowi, skaperowała dyspozycyjnego Wajdę, sięgnęła po duchem wielkich a talentem miernych: Holland, Kutza, Szczepkowską, Nowickiego – wierną wspólnotę „Rodziny Agora”.

Zabawna ta akcja i budząca ze wszech miar współczucie dla byłych artystów. Co bowiem pozostaje Edelmanowi, który prawdopodobnie nie wie już o co chodzi, ale tak na wszelki wypadek wszystkich powyzywa od faszytsów i będzie się cieszył (wg Edelmana wszyscy są faszystami prócz jego i Michnika oraz kilku innych znajomych najgłośniej mu klaszczących)?
Co pozostaje Agnieszce Holland, specjalistce od gniotów za wielką kasę, Kutzowi pasącemu się już od dłuższego czasu na „łączce geriatrycznej”, zapomnianej Szczepkowskiej, której jedyną zasługą było odtrąbienie niegdyś, że skończył się komunizm (tak sobie to sprytnie wyliczyła) czy wreszcie Nowickiemu – zblazowanemu byłemu aktorowi, który za sprawą starczej choroby, dziecinnieje w tempie zastraszającym (osiągnął już poziom umysłowy Misia Koterskiego)

Co im pozostaje? Skoro deski teatrów są już za twarde, głowa nie ta, a koncypowanie sprawia ból, jedynie działanie we wspólnej akcji, działanie w grupie „Rodziny Agora” może przypomnieć o nich.
Oczywiście nie tylko „gwiazdorzy” podpisują się pod tym wielkim i ogólnonarodowym zrywem antyfarfałowym. Są też pomniejsze gwiazdki i gwiazdeczki oraz organizacje do takich celów powołane (ma tu na myśli stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita propagującą bliską „GW” myśl, że wszystko dobre co wyłącznie semickie).

Trzeciego maja zatem, odbędzie się wielki ogólnopolski protest i artystyczna awangarda poprowadzi naród na Belweder (tfu.. przepraszam!) na Radiokomitet.
A w pierwszym szeregu będzie zapewne kroczył ze sztandarem „Precz z Wajdą w publicznej telewizji” sam... Andrzej Wajda, gdyż właśnie na 3. maja zaplanowano w TVP emisję jego dzieła Pan Tadeusz.

Jako żywo przypomina to słynny gest Lecha Wałęsy, który deklarował, że z chęcią poprowadzi tłum na Belweder, w którym urzęduje... Lech Wałęsa.
Będzie masa ubawu i śmiechu.
Liczę też, że w finalnej części imprezy wystąpi wielki Chór Wujów złożony z całej „Rodziny Agora”, co na bieżąco relacjonować będą TVN i Polsat, a na drugi dzień nie omieszka opisać „Gazeta Wyborcza”.
„Jak Oni śpiewają”?!


P.S. Tak dla wyjaśnienia. Nie należę do wielbicieli Prezesa Piotra Farfała, wręcz życzę mu jak najgorzej.



środa, 22 kwietnia 2009

Przygody Detektywa Palikota (cz.1)

W dzisiejszym odcinku detektyw Palikot będzie próbował rozwikłać trudną zagadkę wypływu ogromnych sum pieniędzy z Budżetu Państwa.
Wiadomo tylko, że pieniądze idą na alkohol dla przodujących resortów oraz kancelarii Premiera.
Kto zatem zamawia aż tyle butelek trunków i po co?

Czyżby ktoś cierpiał na chorobę alkoholową?





















Ciąg dalszy nastąpi!

wtorek, 21 kwietnia 2009

Wiadomości z chwili niekoniecznie ostatniej....

Milczanowski doprowadził do płaczu Wałęsę.

Trwa świetna passa Pana prezydenta Lecha Wałesy. Chciało by się powiedzieć: tańczy, śpiewa, recytuje.... jednym słowem robi wszystko aby nie zapomniano o nim i jego zasługach.
Prócz obficie tryskającego humoru z osoby byłej głowy państwa, polały się też łzy
Wczoraj doprowadził Go do płaczu Pan Milczanowski Andrzej podczas uroczystości nadania byłemu Prezydentowi tytułu „Honorowego Obywatela Miasta Szczecina”.
Milczanowski wygłaszając laudację wywołał nagłe wzruszenie w osobie Wałęsy spowodowane zapewne perspektywą znalezienia się w zaszczytnym gronie honorowych obywateli tegoż miasta w towarzystwie kolegi po fachu, profesora Aleksandra Wolszczana.
Nie wtajemniczonym dodam, że koleżeństwo „po fachu” obu tych Panów nie dotyczy pokrewieństwa zawodowego (choć nawet w astronomii używa się śrubokrętów i prądu, a odwrotnie nie jeden elektryk, po porażeniu wysokim napięciem zobaczył gwiazdy) a raczej, nazwijmy to „roboty po godzinach” czy jak kto woli „na umowę-zlecenie”.
Teraz już TW Bolek może, jak równy z równym pogadać, przy darmowej małej czarnej (HOM nie płaci za kawę) w Szczecinie z TW Lange. O take Polske walczył!
Akt nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Szczecina wręczył Wałęsie Baran z Platformy Obywatelskiej.
Baran Bazyli.















Już wiosna. Cieplutko, przyjemnie... a żulia wylega na ulice

Żyć się chce, działać się chce, kochać się chce – jednym słowem wiosna nastała. Po okresie nijakiej i działającej destrukcyjnie na wszystkich zimy, nastał wreszcie czas odrodzenia.
Czas długich, wiosennych spacerów, obserwacji rodzącej się do życia przyrody. Przyglądamy się małym listkom na drzewach, wzrastającej co raz wyżej trawie, bujnym krzewom żółtej forsycji. Jest pięknie.
Niestety, wiosna jak co roku budzi też zastępy miejskiej żulii, która ośmielona wiosennym słońcem wylega z zakamarków, melin i ciemnych piwnic na nasze ulice.
Nie jest to widok budujący i agresywnie kontrastuje z nastrojem i potrzebą piękna zdrowej części obywateli.
Dzięki naszym czytelnikom, którzy przesłali nam zrobione własnoręcznie na ulicach większych miast Polski fotki - przedstawiamy kilka takich „kwiatków”. Tak dalej być nie może. Żulii spożywającej alkohol na naszych ulicach mówimy –NIE!




Cenna inicjatywa samorządowa

Samorządowcy z małej, położonej w województwie śląskim wsi Bolesław wzięli sprawy w swoje ręce. Zachęceni inicjatywą radnych miasta Szczecina, postanowili również „pokazać się” na arenie ogólnopolskiej. Sprawa dotyczy także byłego Prezydenta Lecha Wałęsy i także ma na celu nadanie mu honoru obywatelskiego.
W tym przypadku chodzi o utytułowanie byłego prezydenta zaszczytem „Honorowego Sołtysa” wsi Bolesław.
Jak słusznie zauważono w uchwale mocującej prawnie postanowienie; „(...) nikt tak jak On nie zasłużył sobie na ten tytuł (...)” oraz „(...) że nazwa naszej wsi budzi nieodparte skojarzenia z osobą Największego Elektryka (...)”
W czwartek udać ma się do Instytutu im. Lecha Wałesy delegacja z listem i prośbą o zaakceptowanie przez byłego prezydenta tej nominacji. Cała uroczystość ma być fotografowana i filmowana. Wybrano już kilku rosłych mężczyzn, którzy tworzyć będą kordon wokół kamery, na wypadek gdyby Prezes Fundacji, Pan Gulczyński tak dla fantazji zapragnął np. pobić kamerzystę. Po ostatnich przypadkach Pana G. chłopi wolą chuchać na zimne.
Poniżej pismo do Prezydenta

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Aż strach pomyśleć...

Nie tak dawno, za sprawą znalezionych informacji w necie, postanowiłem zgłębić historię rodzinną Janusza Palikota. Znany biłgorajczyk do tej pory dość mętnie wypowiadał się na tematy rodzinne a wręcz pomijał je i jedyną informacją o jego ojcu była ta, że słuchał on „Radia Wolna Europa” , a o matce że była osobą porządną.


Musiała, skoro urodziła tak porządnego człowieka jak Janusz Palikot.
Ojciec, również musiał być człowiekiem porządnym skoro spłodził w trakcie krojenia podgardlanej i słuchania RWE człowieka tak porządnego.
Ale, tak niestety jest już skonstruowany współczesny świat, że nic na „gębę” – liczą się fakty i to co mówią ludzie.


A ludzie mówią różnie. Mówią różnie o sposobie dojścia do majątku przez pana Mariana Palikota, co już we wcześniejszej notce napisałem. Mówią różnie o samym Panu Januszu Palikocie, o jego szczerym oddaniu dla Platformy Obywatelskiej, nawet kosztem rodziny (żony i „byłych dzieci” – jak sam powiedział) o jego „słupach wyborczych”, alkoholizmie itp.
Ostatnio ludzie mówią też, że Palikoty z Biłgoraja były w początkach PRL blisko związane z Mazurami. Tak mówią ludziska.


Generalnie chodzi o bliskie i zażyłe stosunki Mariana Palikota z komunistycznym działaczem Marianem Mazurem. Warto przypomnieć osobę znajomego Palikotów.
Marian Mazur był w latach trzydziestych i na początku czterdziestych aplikantem adwokackim w Biłgoraju i działaczem KPP. Później (po wejściu hitlerowców) z zamojszczyzny zniknął i pojawił się ponownie dopiero za władzy sowieckiej w końcu lat czterdziestych jako Prezes Sądu Apelacyjnego w Lublinie (do 1950 roku). Co działo się w tych latach na terenie lubelszczyzny i do czego służyły komunistom sądy nie będę przypominał, w każdym razie Marian Palikot nie ucierpiał a wręcz w czasie powrotu w rejony swojego znajomego rozkwitł.


Dalsze losy Mazura, to samo pasmo sukcesów, odnoszone wraz z socjalistyczną ojczyzną.
Najbardziej istotnym punktem w życiorysie to działalność w tzw. „Komisji Mazura”, mającej na celu zbadanie odpowiedzialności byłych pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego (za okres „stalinizmu”).
Jednym słowem Mazur badał sam siebie i swoich kolegów – tak aby nic nikomu złego się nie stało. Pic na wodę, fotomontaż.


W końcu krótko pełnił funkcję Prokuratora Generalnego, później popadł w niełaskę i zmarł w 1974 roku. Ludzie z okolic mówią, że Palikotowie do końca utrzymywali znajomość z Mazurem, co im bardzo w regionie pomagało, gdyż wszechwładnym władcą okolicy był osławiony komunista i rzeźnik niepodległościowego podziemia, I sekretarz PZPR w Biłgoraju Józef Dechnik przyjaciel Mazura. Dechnik zresztą podobno też należał do znajomych Mariana Palikota, lubił małego Januszka (ze wzajemnością) i wróżył mu wielką karierę. Pomagał też jego ojcu jak mógł. A mógł wiele.




To oczywiście są tylko „ludzkie gaduły”, przeczytane w necie oraz zasłyszane w okolicy i przekazane mi. Aby je potwierdzić potrzeba ludzkiego zaangażowania i wiarygodnych oświadczeń. Czekam i bardzo proszę wszystkich mogących potwierdzić powyższe „sensacje” o pomoc w wyjaśnieniu sprawy.


Aż strach pomyśleć co by było gdyby wszystkie opisane przeze mnie historie potwierdziły się.
Zarówno te o „szmalcowaniu” i „sprzedawaniu” hitlerowcom ukrywających się Żydów (wpis Marian Palikot: kim był?) , jak i te o kontaktach z komunistycznymi „bezpiecznikami”.


P.S>
Rodzinne przyjaźnie z komunistami trochę tłumaczyć może osławiona koszulka „Jestem z SLD” ale też fakt, że Palkot będąc Honorowym Obywatelem Biłgoraja i osobą niezwykle wpływową w regionie, zadbał o pozostawienie przed dawnym gmachem PZPR, a obecnie mieszczącą się tam Szkołą Muzyczną pomnika „wujka Józia” Dachnika.Dobry konomolec!

Poniżej, z rodzinnego albumu wzięta :), fotografia małego Januszka wykonana na młodzieżowym obozie.

piątek, 17 kwietnia 2009

Bronisław „gallus domesticus” z komórki


Człowiek o inteligencji gallus domesticus (kury domowej) i wiedzy wyuczonej na poziomie Jolanty Rutowicz czyli pełniący funkcję marszałka sejmu z nadania Platformy Obywatelskiej - Bronisław Komorowski dał głos.

Zagdakał nad losem Palikota i swoim.
Zagdakał, gdyż jako „dygnitorz” i przewidujący polityk spodziewa się (po próbach zniszczenia Palikota) wściekłych ataków również na swoją osobę teraz, tuż przed eurowyborami.
Tak się sympatycznie składa, że zakochany w Palikocie marszałek wierzy mu bezgranicznie i jest całkowicie oddany. Nie wiem, czy PO ma zamiar awansować Palikota na stanowisko duchowego przywódcy własnego kościoła lub nadać mu tytuł „Wałesy” (co zapewnia absolutną nietykalność). W każdym razie Palikot jest póki co nietykalny i gdyby nawet zgwałcił (podaję tylko teoretycznie) Niesiołowskiego lub współżył z Napieralskim też uszło by mu to „na sucho” (sic!)
W końcu kto płaci – ten wymaga!

A Palikot płaci. I to dobrze.
Musi tak być, skoro gallus domesticus Komorowski staje murem za nim i używa przy tym argumentów na poziomie osławionej Jolanty Rutowicz, robiąc z siebie przysłowiowego durnia.
Oto próbka jego możliwości dana w Radiu ZET, opisana przez Onet.pl:
(...) Mówiąc o zastrzeżeniach do kampanii Palikota, marszałek Sejmu stwierdził, że on "nie sprawdzał kto wpłacał pieniądze". Mówił, że w Polsce są takie przepisy, że obywatele mogą wpłacać pieniądze na kampanię. - Czy darowanemu koniowi się zagląda w zęby? Zagląda mu się do kieszeni? Ja tego nigdy nie robiłem, jedynie wysyłałem podziękowania - stwierdził marszałek (...)

Bardzo przepraszam Panią Jolantę Rutowicz za porównanie jej z marszałkiem sejmu, bo po przeanalizowaniu powyższego fragmentu robić tego nie powinienem.

Pani jest jednak mądrzejsza!
Jakim cudem Komorowski wysyłał podziękowania, skoro nie sprawdzał kto wpłaca? Gdzie wysyłał? Darowanemu... itp.?

Stek bzdur i głupot nie mających żadnych prawnych i logicznych odnośników. Jedyne terminy, które pasują jako kontrargumenty do tej żałosnej wypowiedzi, to paserstwo, kradzież, lewa kasa, pralnia pieniędzy i korupcja.

Nam pozostaje tylko wierzyć, że Pana Komorowskiego w kampanii wyborczej nie wspierali: „Perszing”, „Baranina”, Josef Fritzl, Osama Bin Laden czy też Władimir Putin.
Choć nie wiadomo, czy tak nie było. W końcu, jak sam powiedział (...) że on "nie sprawdzał kto wpłacał pieniądze". (...) darowanemu koniowi się zagląda w zęby? Zagląda mu się do kieszeni? Ja tego nigdy nie robiłem (...)
--
P.S. Koń nie ma kieszeni. Ale kura jak widać ma!

środa, 15 kwietnia 2009

Tych klientów nie obsługujemy.


Dobrze zapamiętajmy te oblicza.
Są to substytuty tego, co normalni ludzie nazywają „twarzą”.
Należą one (te substytuty) do osobników, którzy niegdyś startowali z list do PE z terenu Polski. Celowo nie użyłem w stosunku do nich określenia „Polacy” gdyż w wielu przypadkach było by to zbyt duże uproszczenie określenia w/w osobników.
Niektórzy z nich Polakami nie byli już od dawna, inni przestali być kilka dni temu podczas głosowania w Parlamencie Europejskim zgłoszonych przez Hannę Foltyn-Kubicką poprawek do rezolucji "Świadomość europejska a totalitaryzm" - mających na celu wpisanie rotmistrza Witolda Pileckiego do tekstu dokumentu oraz ustanowienie dnia 25 maja Europejskim Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmem.

Wszyscy ci „europejczycy” zagłosowali przeciw, czyli tak jak życzyły sobie tego ich niemieckie i prosowieckie ugrupowania partyjne.

Nie dziwi taka decyzja w przypadku posłów socjalistycznych, czyli rodzimej postkomuny.
Gdyby sprawa dotyczyła Marcelego Nowotki, Karola Świerczewskiego czy choćby Edwarda Gierka, to co innego. Gdyby choćby jakiś pederasta...! Ale Pilecki...? Tow. Schulz by się gniewał.
To samo dotyczy „uwolii” czyli Onyszkiewicza, Piskorskiego, Czarneckiego, Staniszewskiej i Wielowieyskiego. Gdyby to chodziło o Marka Edelmana lub innego prosocjalistycznego typka droga wolna! Ale Pilecki? Z AK? Nie programowo.

Postępowa Platforma Obywatelska, ku zdziwieniu również stanęła na wysokości zadania.
Ich ugrupowanie w PE - Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów, będąca pod faktyczną dominacją H.G. Poetteringa zdecydowała (podobno), że „dawni Polacy” mają głosować również przeciw. „Dawni Polacy” tak też zagłosowali. Trudno się dziwić niektórym. Dla wielu, wywodzących się z handlarskich środowisk wszystko jest towarem. Kto lepiej płaci, tez kupuje! Poettering i jego proniemieckie ugrupowanie płaci bardzo dobrze. Płaci zaszczytami i stanowiskami.
Na prominentne stołki szykowani są Saryusz-Wolski i Buzek. Wspomina się o Lewandowskim... Czyżby głosowanie było testem na posłuszeństwo i subordynację?

Nie ma obraźliwych słów mogących określić powyższych osobników, jak również ich czyn.
Można próbować porównać ich do „Targowicy” do KPP, może nawet do Judasza. Ale po co?
Ludzie myślący już wyrobili sobie o nich zdanie, a dla prosowieckiej hołoty to i tak wszystko jedno. Pozostaje nadzieja, że w nadchodzących wyborach do PE, Polacy wskażą „byłym Polakom” gdzie jest ich miejsce.
To śmietnik!

Poniżej lista „bohaterów germano-sowieckiej europy” głosujących przeciw rezolucji i przeciw wpisaniu Rotmistrza Witolda Pileckiego do tekstu dokumentu.
Zapamiętajmy ich nazwiska i substytuty twarzy. Wielu posiada też adresy internetowe u swoich nowych właścicieli w PE. Można im napisać kilka „miłych słów” . Tak od dawnych rodaków!

1. Marek Aleksander CZARNECKI
ur. 22 marca 1959, Chorzów
Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy
marekaleksander.czarnecki@europarl.europa.eu

2. Janusz ONYSZKIEWICZ
ur. 18 grudnia 1937, Lwów
Unia Wolnosci/Partia Demokratyczna - demokraci.pl
Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy
janusz.onyszkiewicz@europarl.europa.eu

3. Paweł Bartłomiej PISKORSKI
ur. 25 lutego 1968, Warszawa
Stronnictwo Demokratyczne
Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy
pawelbartlomiej.piskorski@europarl.europa.eu

4. Grażyna STANISZEWSKA
ur. 2 listopada 1949, Bielsko-Biała
Unia Wolnosci/Partia Demokratyczna - demokraci.pl
Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy
grazyna.staniszewska-assistant@europarl.europa.eu

5. Andrzej WIELOWIEYSKI
ur. 16 grudnia 1927, Warszawa
Partia Demokratyczna
Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy

6. Jerzy BUZEK
ur. 3 lipca 1940, Śmiłowice
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
jerzy.buzek@europarl.europa.eu

7. Zdzisław Kazimierz CHMIELEWSKI
ur. 4 października 1942, Falborz
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów

8. Urszula GACEK
ur. 17 marca 1963, Urmston (Wlk. Brytania)
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
biuro@urszulagacek.pl

9. Stanisław JAŁOWIECKI
ur. 26 grudnia 1946, Tanvald (Czechy)
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
biuro@jalowiecki.pl


10. Janusz LEWANDOWSKI
ur. 13 czerwca 1951, Lublin
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
janusz.lewandowski@europarl.europa.eu
biuro@januszlewandowski.pl

11. Jan OLBRYCHT
ur. 21 września 1952, Rybnik
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
poczta@janolbrycht.pl
jan.olbrycht@europarl.europa.eu

12. Jacek PROTASIEWICZ
ur. 5 czerwca 1967, Brzeg
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
jacek.protasiewicz@europarl.europa.eu

13. Jacek SARYUSZ-WOLSKI
ur. 19 września 1948, Łódż
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
jacek.saryusz-wolski@europarl.europa.eu

14. Czesław Adam SIEKIERSKI
ur. 8 października 1952, Stopnica
Polskie Stronnictwo Ludowe
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
czeslaw.siekierski@europarl.europa.eu

15. Zbigniew ZALESKI
ur. 29 kwietnia 1947, Rogoziniec
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
zbigniew.zaleski@europarl.europa.eu

16. Tadeusz ZWIEFKA
ur. 28 grudnia 1954, Tuchola
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów

17. Bogusław SONIK
ur. 3 grudnia 1953, Kraków
Platforma Obywatelska
Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów
boguslaw.sonik@europarl.europa.eu


18. Lidia Joanna GERINGER de OEDENBERG
ur. 12 września 1957, Wrocław
Sojusz Lewicy Demokratycznej - Unia Pracy
Grupa Socjalistyczna w Parlamencie Europejskim
lidiajoanna.geringerdeoedenberg@europarl.europa.eu

19. Genowefa GRABOWSKA
ur. 1 stycznia 1944, Przystań
Socjaldemokracja Polska
Grupa Socjalistyczna w Parlamencie Europejskim

20. Bogusław LIBERADZKI
ur. 12 września 1948, Sochaczew
Sojusz Lewicy Demokratycznej - Unia Pracy
Grupa Socjalistyczna w Parlamencie Europejskim
boguslaw.liberadzki@europarl.europa.eu

21. Adam GIEREK
ur. 17 kwietnia 1938, Zwartberg
Unia Pracy
Grupa Socjalistyczna w Parlamencie Europejskim

22. Jan Tadeusz MASIEL
ur. 28 marca 1963, Siemiatycze
Stronnictwo Piast
Grupa Unii na rzecz Europy Narodów
jantadeusz.masiel@europarl.europa.eu

czwartek, 9 kwietnia 2009

Święta WIelkiej Nocy 2009

Wszystkim miłym i sympatycznyum blogerom oraz ich kochającym Rodzinom
serdeczne życzenia wielkanocne składa Yarrok

środa, 8 kwietnia 2009

Spotkanie w klubokawiarni „Pod Katem”

„Gazeta Wyborcza” zrobiła sobie kawiarenkę i tam wzorem „kawiarnianych intelektualistów” lat 70-tych urządza dyskusje o kulturze przy małej czarnej. Zaprasza bliższych i dalszych członków „Rodziny Agora” oraz chętnych do stania się ich krewniakami - i radzą. Piętnastego kwietnia br. „rodzina” radzić będzie o filmie Bugajskiego „Generał Nil” .

Ogólnie, co dziwne familia Agory jest „za” obrazem. Nawet niejaka Kleczkowska czy też Kręczkowska z „GW” (może mylę nazwisko z bohaterką Złotopolskich) napisała o postaci Nila-Fieldorfa: „nasz narodowy bohater” . Dziwnie to zabrzmiało, bo wydawało się do tej pory, że akurat Generał jest NASZĄ narodowa postacią, a nie ICH. Ot taki sprytny manewr mający na celu zdezorientować społeczeństwo.

Posunięcie „rodziny” do tego stopnia zaintrygowało mnie, że chyba przełamię wszystkie uprzedzenia i pojawię się na „kawci” w budynku przy Czerskiej.
Może być ciekawie i dane nam będzie dowiedzieć się czegoś nowego o kulisach procesu i śmierci generała. Może nawet, że tak powiem „z pierwszej ręki”.

Nie tak dawno bowiem z uroczystości pogrzebowych samej Heleny Wolińskiej wrócił z zagranicy – zaprzyjaźniony z nią od bardzo dawna „Wielki Wuj Rodziny Agora” profesor Leszek Kołakowski. Zapewne będzie miał coś do przekazania „w temacie”. Takie spotkania przyjaciół i towarzyszy walki z podziemiem niepodległościowym, nad mogiłą niezłomnej towarzyszki są zazwyczaj pretekstem do wspomnień wydobywanych nawet z najdalszych zakamarków pamięci. Liczę na pana profesora.

Liczę też na obecność niezrównanej „Ciotki Rodziny Agora” Heleny Łuczywo, wielkiej fanki i obrończyni jej imienniczki w/w Wolińskiej - morderczyni Generała Nila.
Na pewno spotkanie będzie fajne!


Nie zawaham się napisać, że „Agorze” prócz umysłu, odebrało też resztki przyzwoitości. Sitwa towarzyska poUBecka, potomkowie „czerwonej herszterii” patronują debacie nad obrazem o ofierze tego systemu.
Nie obrażajcie bohaterów, nie obrażajcie pamięci o Generale Auguście Nilu Fieldorfie, nie obrażajcie jego rodziny. Nie obrażajcie Polaków!

wtorek, 7 kwietnia 2009

Twarze „Gazety Wyborczej”


Jako grafik, osoba o wyczulonym smaku i potrzebie obcowania z pięknem chcę przedstawić, z przekory i ku przestrodze potomnym kilka przykładów brzydoty.
Są to oblicza. Oblicza brzydkie a nawet, w kilku przypadkach bardzo brzydkie.

Nie są to oblicza osób psychicznie chorych z zakładów zamkniętych, nie są to oblicza ludzi ciężko doświadczonych przez życie. Nie są również to przykłady z ksiąg medycznych – ilustracje przypadków klinicznych.

Choć na pierwszy rzut oka mogło by się tak wydawać – tak nie jest. Rzecz jasna nie jest też moją intencją nabijanie się z fizjonomii w/w osób.
Mam jedynie na celu pokazanie jak wyraz oblicza potrafi być odbiciem ludzkiego charakteru.
Brzydota jest o wiele bardziej uniwersalna od piękna. Na własne piękno trzeba usilnie pracować. Poprzez piękną duszę i szlachetność zyskuje nasza twarz – otrzymuje godne i piękne rysy wraz z wyrazem dobroci oraz ciepła. Nie jest dane to wszystkim, a niejako stanowi wyróżnienie.

By być brzydkim nie trzeba nic. Wystarczy tylko mieć brzydki charakter, brzydko postępować i brzydko działać. Robić to, co nie wymaga wysiłku i potrzeby czynienia dobra, czyli zaangażowania wyższych instynktów ludzkich. Na efekty nie trzeba długo czeakć - brzydnie się błyskawicznie.


Wielokrotnie fizjonomia ludzka zmienia się też poprzez rodzaj, miejsce i charakter zatrudnienia.
Poborca podatkowy czy komornik nie będzie miał otwartej i słonecznej twarzy a dla odmiany bajkopisarz nie może mieć marsowego oblicza.

Wszystkie te twarze (zamieszczone powyżej) należą do pracowników dziennika „Gazeta Wyborcza”.
Są to oblicza ludzi kształtujących profil i nurt polityczny tej gazety.


Pewnie zdaniem szefów „Gazety” ludzie ci , tu na łączonym, zbiorczym obrazku są najpiękniejsi i bijąca mądrość z ich twarzy uzupełnia jeszcze wspomniane piękno. Jak w większości przypadków szefowie zawsze, nawet podświadomie uważają własną osobę za wzorzec wszelkich cnót zarówno tych widocznych gołym okiem jak i głęboko ukrytych nie pomijając fizycznej urody.
To wyjaśnia wiele. Bo kto może być mądrzejszy i piękniejszy od Adama Michnika, Piotra Stasińskiego czy też innego Pacewicza – oczywiście ich zdaniem.
Celowo zamieściłem zdjęcia wyłącznie samców. Nad kobietami nie będę się znęcał, z racji kultury i wrodzonej galanterii wobec „płci pięknej”. Nie będę poddawał pod ocenę oblicza Heleny Łuczywo, Wandy Rapaczyńskiej czy też Ewy Milewicz – bo to nie przystoi.

Kompletując zbiór piętnastu zdjęć osobników z „GW” uprzednio wnikliwie przyjrzałem się tym twarzom. Co wyrażają, co mówią poprzez swoje rysy a szczególnie poprzez wzrok.
Odpowiedź jest prosta: NIC!


Ich fizjonomię można kupić dopiero za „wierszówkę” lub akt łaski ze strony przełożonego. Do takich praktyk ich przyuczono i taka też zasada w „gazecie” panuje. „Cyngliści” redaktora naczelnego nie mają wyrazu na co dzień czy po pracy. Ich oblicza nie budzą wśród patrzących na nie, żadnych emocji, a co najwyżej śmiech (!).

Łącząc brak wyrazu z brzydotą otrzymujemy portret własny pracowników „Gazety”. Nie wykluczone, że osobnicy ci zanim podjęli pracę w „Agorze” wyglądali inaczej. Ich oblicza były jaśniejsze, wyrażały nawet ślady myśli, a może i dobroci.
Niestety, jak mówi przysłowie „Kto z kim przestaje....” (a przysłowia są największą mądrością narodu). Niegdyś oddano tych ludzi na zatracenie - dziś ratować ich jest już za późno.
Pozostaną już na zawsze BRZYDKIMI LUDZMI o BRZYDKICH TWARZACH pracującymi w BRZYDKIEJ GAZECIE..

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Flaszka na stół zamiast Trybunału Stanu.

Wraca wciąż aktualny temat wyboru szefa NATO
Władza POszystów pieni się, że Prezydent Kaczyński nie zawetował całego szczytu i nie posadził na tronie Radka Sikorskiego. Entuzjaści i wielbiciele władzy uważają, ze Pan Premier tak by właśnie zrobił i swojego od niedawna kolegę uczynił, nawet wbrew stanowisku wszystkich państw tą najważniejszą osobą w sojuszu.
My wiemy, że Premier Tusk posiada wielki dar i wszystko czego się tknie zazwyczaj.... spieprzy. Tak jak mamy tu nad Wisłą drugą Irlandię, dobrobyt, podatek liniowy i zlikwidowany KRUS, tak mięli byśmy też Radka Sikorskiego jako szefa NATO. Tusk i reszta by to z całą pewnością załatwili.

Ale dość żartów.
Zdaję sobie sprawę, że POszystom nie chodziło właściwie o samego Sikorskiego, tylko o kupczenie i załatwienie przy okazji wyborów jakiś drugorzędnych interesów. To, że Sikorski szans na wybór nie ma najmniejszych wiadomo było już od dawna. Cała Zachodnia Europa oraz Stany Zjednoczone postawiły na Premiera Dani Rasmussena (nawet Ron Asmus Sikorskiemu nie pomógł) i tego się konsekwentnie trzymano. Polska mogła jedynie dołączyć do Turcji i czuć się urażona. Ale czy karykaturą Mahometa czy pominięciem Sikorskiego władza nie napisała.

W każdym razie nawet rząd „olał” swojego kolegę, bo oficjalnie nie zgłosił kandydatury Ministra Spraw Zagranicznych RP na fotel szefa NATO (a wódz Tusk ponoć osobiście, wcześniej poparł Rasmussena).


Skoro zaniechano działań w sposób oficjalny, to może warto było uciec się do innych sprawdzonych metod postępowania, jedynej i największej siły narodu?
Może warto było w celach negocjacyjnych wysłać „ludzi biznesu” Sawicką i Misiaka lub „oprzeć sprawę o bar” (jak mawiają) za pomocą fachowców – Grzegorka i Koseckiego?” Jeżeli nawet te metody nie sprawdziły by się , to zawsze w odwodzie pozostaje młody i prężny (niedługo już europoseł) Atamańczuk specjalista od białego proszku.
Pozostawiając wszystko w rękach Pana Prezydenta nie można było liczyć na „efekty specjalne” i stąd ten zawód.

Zawiedzeni są wszyscy członkowie Tuskpartei, czego wyraz dał jej gensek Chlebowski. Przekonany o własnej doskonałości, twórca platformowych dogmatów, najsłynniejszy mgr rolnik i prawnik-amator zapragnął nawet postawić przed Trybunałem Stanu Prezydenta RP!
Otóż ów mistrz intelektu uważa, że niezastosowanie się do instrukcji rządowych takie prawo w stosunku do Głowy Państwa jemu i członkom rządu przysługuje.

O jaką wszak instrukcję chodzi?
Czy może o świstek, podpisany przez (za przeproszeniem tego urzędnika) jakiegoś „pierdusiewicza” w randze dyrektora departamentu? Czy może o instrukcje ustne samego wodza Tuska? Trudno powiedzieć. W każdym razie nikt z urzędników państwowych szczebla najwyższego (odpowiadający hierarchią Głowie Państwa) nic nie napisał, a co za tym idzie nic nie sugerował. W całej tej sprawie Pan Prezydent zachował się i tak bardzo fair, gdyż próbował skontaktować się „na gorąco” w nocy z Premierem, w celu wspólnych ustalenia dalszych działań.


Niestety Donald Tusk był nieuchwytny. Zmorzył go najwyraźniej mocny sen, po pracowitym dniu, lub ciężkim meczu futbolowym. Bo wiadomo, że sport to zdrowie, to i spał Premier zdrowo.

Na moje oko Pan Zbigniew Chlebowski może sobie postawić, co najwyżej flaszkę na stół lub resztki górnego owłosienia na lakier lub cukier, bo podstaw do postawienia Głowy Państwa przed Trybunałem Stanu brak.
Eee tam, to tylko taki dowcip wesołego Pana Zbysia – powie niejeden. I zapewne będzie miał rację. Do takich dowcipów Z. Chlebowski nas już przyzwyczaił. Szutnik jeden!

Gratulując władzy właściwego sposobu na kolejny atak wymierzony w osobę Prezydenta, czekam na wieści o kolejnych „instrukcjach” dla Głowy Państwa podpisanych tym razem przez Panią bufetową z URM oraz sprzątaczkę i kioskarza z MSZtu.

O co tak naprawdę chodziło komitetowi centralnemu PO nie wiadomo. To Sikorski miał być tym szefem NATO, czy nie? Poparł Tusk Rasmussena, czy nie?
Może zapomniano dać Premierowi do podpisu dokument z instrukcją? Może zrobiono to celowo? Może ktoś w URM nie lubi Sikorskiego i źle mu życzy?

Ponieważ nie wypada posądzać urzędników Pana Premiera o złą wolę pozostaje mieć przekonanie, że to tylko, na szczęście zwykłą głupota i jak wielokrotnie bywało kolejne zaniedbanie.

Tylko biedny Sikorski. Znów się chłopina popłacze.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Władze III Rzeczpospolitej na drodze wytyczonej przez władze III Rzeszy

Nie, nie u nas nie będzie koncentracyjnych obozów, łapanek i rozstrzeliwań, ale zakładam, że gdyby dziś istniała III Rzesza, już dziś również zaniechała by takich właśnie represji. Idąc z duchem czasu wybrano by inne metody „dokuczenia”, jak inwigilacja, powolne duszenie wolności obywatelskiej pod hasłem obrony wartości demokratycznych i kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa - w celu ogłupiania publiki.

Boleściwie nam panująca Platforma Obywatelska idąc za wzorami wytyczonymi niegdyś przez zaprawionych w bojach z opozycją fachowców z III Rzeszy, stara się budować swoją platformową rzeszę od podstaw, naukowo z książką od historii w ręku.

W ostatnich dniach mięliśmy kilka takich próbek usilnego kopiowania wydarzeń rodem z III Rzeszy i przenoszenia ich na rodzimy grunt.

Tak jak niegdyś, osławiony Herman Goering – szef Reichstagu powtarzał głosowania do upadłego, czyli do momentu gdy efekt ich był zadawalający, tak samo Bronisław „mniejszy” Komorowski zachował się przy głosowaniu w sprawie zmniejszenia subwencji dla partii politycznych. Wprawdzie na ten sam projekt głosowano tylko dwa razy, ale istniało realne prawdopodobieństwo, że gdyby tym drugim razem się nie powiodło, to.... i tak do upadłego.
Stanowi to dobry prognostyk, przy uchwalaniu kolejnych ustaw. Można pójść jeszcze dalej, mianowicie na salę obrad wpuścić jednostki specjalne i zagrozić, że posłowie nie wyjdą z sali, dopóki nie uchwalą. Ale, po co ja podpowiadam. Pewnie na takie rozwiązanie platforma jeszcze już wpadła. Ale cóż, wielu z prominentnych polityków tej partii jest jeszcze na dorobku i niczego konkretnego nie dokonała bo niewiele jeszcze umie. Choćby przywoływana tu postać marszałka Komorowskiego wypada blado przy wspomnianym Hermanie Goeringu. Przypomnę, że Goering był zaprawionym w bojach, znakomitym pilotem, odznaczonym Żelaznym Krzyżem - bohaterem I wojny światowej. Marszałek Komorowski jest również zaprawionym w bojach, w czasie tygodniowego aresztowania za rzucanie ulotek antypaństwowych. Istnieje wszak jedna różnica, Goering coś umiał – Komorowski nic!

Nieuniknione porównanie z III Rzeszą nasuwa też opętańczy wręcz kult Lecha Wałęsy. Nieuchronnie nasuwa on porównanie z czcią oddawaną niegdyś Fuehrerowi. Każde odstępstwo od normy jego traktowania ustalonej z resztą przez samego woda karane było z najwyższą surowością. Przewiduję nawet wprowadzenie w Platformie Obywatelskiej pozdrowienia „Chwała Wałęsię” i wydania drukiem zakazu badania życiorysu wodza. Dostępny będzie tylko jeden – oficjalny i przez niego akceptowany.

W tym miejscu muszę przyznać, że jestem w kropce, bo postać Lecha Wałęsy również znakomicie pasuje jako obiekt najwyższego kultu religijnego, wokół którego można zbudować własną religię, jak to miało miejsce w III Rzeszy. Mogło by to być takie swoiste krajowe Gottgläubigkeit wyprodukowane przez Platformę Obywatelską.

Jako żywo, również próby likwidacji IPN, bądź „przemalowanie” go na własną modłę postępuje w sposób „książkowy”. Za wzór całego przedsięwzięcia zapewne posłużyła przebiegła sztuczka zastosowana niegdyś w celu likwidacji antyhitlerowskiej opozycji. Jak pamiętamy hitlerowcy sami podpalili Reichstag (bądź wykorzystali fakt podpalenia go przez niezrównoważonego psychicznie osobnika – do dziś nie wiadomo jaka było faktycznie) by oskarżyć o to opozycję i mieć pretekst do rozprawy z niepokornymi wobec Fuehrera. Dziś w platformlandzie takim punktem zapalnym i sygnałem do rozprawy z IPN jest Zyzak i jego książka. Choć Instytut z wydaniem w/w książki nie ma nic wspólnego, jak dziś powiedział Grzegorz Schetyna – „przepełniło to czarę goryczy”. Ale co? Iście nordyckie poczucie humoru!

I jeszcze kilka słów o szanownym koalicjancie. Pan marszałek Kalinowski był łaskaw dziś w TVN naświetlić sposób postępowania swoich posłów przy głosowaniach. To taki łatwy do zapamiętania mechanizm: „Patrzymy na rękę Chlebowskiego i naciskamy ten sam guzik, co on”. Sposób również znany i przerabiany w epoce Rzeszy numer trzy. (Ale do diabła, chłopy szanujcie się!)

Tak oto zmierzamy nieuchronnie po równi pochyłej do kotła w którym swój bigos przygotowała Platforma Obywatelska, a nakarmi nim wszystkich.
Czy hasła wyborcze prezentowane przed wyborami przez liderów PO i dzisiejsza rzeczywistość nie nasuwa analogii z latami trzydziestymi ubiegłego stulecia w Niemczech?
Zlikwidujemy bezrobocie – będzie raj, wracajcie obywatele z zagranicy!
Nowe przestrzenie życiowe – druga Irlandia
I nawet ta współpraca z komunistami przy niszczeniu polskiej racji stanu – wypisz, wymaluj Ribbetrop-Mołotow.

Czekając na wielką wojnę platformersów z „czerwonymi” oraz spektakularny i definitywny upadek Rzeszy Tuska - kończę.

P.S. Zastanawiałem długo się jak „podłączyć” pod całą sprawę fakt uhonorowania Stefana Niesiołowskiego tytułem wicemarszałka sejmu. Tu, jak widać władze PO sięgnęły do wzorców rzymskich. Tak, przypomina mi to słynny fakt nadania własnemu rozbrykanemu rumakowi tytułu senatora przez cesarza Kaligulę. Z tą tylko różnicą, że koń był jednak trochę inteligentniejszy i nie leczył się psychiatrycznie.

A tak na marginesie, to Tusk jak wspomniany powyżej Kaligula posiada też w Senacie swojego Kuca. Kazimierza.

sobota, 4 kwietnia 2009

Marian Palikot: kim był?

Czy ojciec Janusza Palikota był szmalcownikiem?
Od dłuższego już czasu krążą takie informacje, zarówno przekazywane ustnie jak i publikowane w internecie. Trudno stwierdzić, nie zagłębiwszy się uprzednio w stosowne dokumenty i długie dyskusje ze świadkami okupacyjnych czasów z biłgorajskich okolic.

Nie jestem historykiem i sam nie jestem w stanie, jak choćby naukowcy z IPN zbadać to i naświetlić, dlatego trudno mi jednoznacznie ocenić podane w sieci wiadomości i sensacje dotyczące przodka Janusza Palikota. Gdyby ta informacja o „szmalcowaniu” ojca posła Palikota okazała się prawdziwa, byłby to swoisty chichot losu z uwagi na wyjątkowo „demokratyczno-europejskie” poglądy posła oraz deklarowaną prawomyślność i uczciwość do trzeciego pokolenia wstecz. Oczywiście było by to też znakomite uzupełnienie „dziadka z Wehrmachtu” Premiera Tuska.

Tu chcę zaznaczyć, że nie mam zamiaru oceniać – domniemanej lub prawdziwej historii Mariana Palikota. Jeżeli doniesienia by się potwierdziły, rzuciły by tylko nowe światło na rodzinną przeszłość posła i ujawniły genezę jego poglądów oraz sposób-metodę dochodzenia do wielkich pieniędzy.

W ten sam sposób stara się dziś insynuować alkoholizm, choroby umysłowe i inne Bóg wie jeszcze jakie przypadłości Prezydentowi Polski Lechowi Kaczyńskiemu. Janusz Palikot nie ma zahamowań nawet przed pomówieniami i sponsorowaniem „lewcych” dowodów na przynależności do KPP dziadka Prezydenta . Dlaczego więc nie rzucić okiem na ojca „kryształowego” posła PO?

Pan Marian Palikot, w czasach gdy biedna zamojszczyzna wylizywała się z biedy i ran po hitlerowskiej okupacji, należał do zamożniejszych obywateli miasta Biłgoraja. Był właścicielem sklepu wędliniarskiego. Skąd wziął się majątek w czasach gdy zamojska ludność nie ocaliła nic z dawnego dobytku a i komuniści nie dawali się dorobić „na własnym”? Dużo światła na sprawę rzucają znalezione w internecie informacje dotyczące samego Biłgoraja i żydowskiej społeczności pochodzącej z tych terenów.

Wiadomo, że w Biłgoraju w latach 1940-1943 hitlerowcy utworzyli getto. Spędzano do niego okolicznych Żydów. W okresie szczytowym przetrzymywano w nim 25000 Żydów. Wielu z nich z obozu uciekło. Ukrywali się oni w okolicznych gospodarstwach oraz lasach. Niestety, wielu też na skutek denuncjacji zostało przez hitlerowców złapanych i zamordowanych. Części udało się przeżyć dzięki pomocy aktywnie działającej w tym okręgu AK i BCh.

Ukrywający się Żydzi kosztownościami płacili za życie i milczenie tym, którzy na ich nieszczęściu postanowili zbudować własną fortuną. Do dziś opowiada się o grupie młodych chłopaków z Biłgoraja, którzy za złote monety i inne dobra nosili do lasu chleb i mąkę. Zdarzało się też, że ich „klienci” po kilku dniach byli namierzani przez hitlerowców. Ale to tylko opowieści. Faktem jest, że Marian Palikot po wojnie zapisał się do PZPR i otworzył sklep wędliniarski. Na tle reszty biłgorajskiej biedoty, można powiedzieć, że był człowiekiem zamożnym.

Zdaję sobie sprawę, że zapewne historycy potrafią znaleźć w przepastnych archiwach jakieś informacje na powyższy temat i podanie właściwych faktów i rzeczywistych losów wojennych ojca posła Palikota nie będzie zbyt trudne.

Mając jednak na uwadze koneksje głównego „fundatora PO” i „dobroczyńcy finansowego” obecnej władzy liczę na bezinteresowność i patriotyczne postawy historyków-wolontariuszy w powyższej sprawie (niestety nie jestem Palikotem i nie zapłacę 10 000 zł za sfabrykowanie dowodów J)
Zachęcam zatem i aby rozwiać wszelkie wątpliwości w sprawie, ogłaszam iż historykowi/badaczowi, który przedstawi przekonujące materiały (zeznania ocalałych obywateli żydowskich, polskich świadków) obiecam dozgonną wdzięczność i wielkie uznanie.

Oczywiście wszystkie te materiały zostaną opublikowane bez wyjątku z podziękowaniami dla zacnego dobroczyńcy.
Może się zdarzyć, że będzie co czytać! O swoim ojcu Janusz Palikot pisał: „Ojciec Marian: patriota, człowiek z zasadami, wierny tradycyjnym wartościom. - Mieliśmy trudny kontakt. Nie obyło się bez konfliktów. Dziś wiem, że musiało dojść między nami do konfrontacji, żebym mógł stać się sobą. Umarł w 1992 roku... Nie przeprowadziliśmy ze sobą tej najważniejszej rozmowy.”
Właśnie, czego nie powiedział Januszowi Palikotowi ojciec? O czym mogła traktować najważniejsza rozmowa? Może nadesłane dokumenty coś wyjaśnią?
Pożyjemy – zobaczymy.


P.S> Znalazłem w necie taki oto fragment listu niektórych mieszkańców Biłgoraja skierowanego do zacnych włodarzy miasta.
(...) Może teraz zbudzą się sumienia, zabraliśmy Wam przecież domy, zabraliśmy Wam synagogę zabraliśmy Wam cmentarze. Może teraz zbierze się Rada Miejska i podejmie uchwały, by zwrócić to co bezprawnie do majątku miejskiego trafiło, może nie będzie się wreszcie zasłaniać niewiedzą, brakiem społecznego przyzwolenia, czy literą prawa uchwalonego w latach czterdziestych przez zdrajców i zaprzańców. Wierzymy w opamiętanie samorządowców, będziemy im jego brak wypominać przy każdej okazji, będziemy pytać o te problemy przed i po wyborach samorządowych. Nie odpuścimy, bo nie chcemy żyć w mieście szmalcowników. Nie chcemy używać majątku bezbronnych i skrzywdzonych.(...)

środa, 1 kwietnia 2009

„Janusz, nie odłączaj mi prądu...” - bomba sezonu!

No i mamy kolejną bombę!
Mimo, że już samego rana zablokowana została (przez nieznane osoby) dystrybucja poczytnej bulwarówki, informacja – news dnia dotarł do opinii publicznej.

Palikot gnębi byłego kochanka!
To nie żarty. Reporterzy czołowego polskiego tabloidu dotarli do mężczyzny, który (zachowując swoją anonimowość) przekazał sporą garść informacji na temat prominentnego polityka PO i jego najbardziej skrywanych tajemnic z życia intymnego.

Bogdan C. zwany pieszczotliwie „Ciupciucha” przerwał milczenie i narażając się na wielki gniew ze strony posła, opowiedział o wielkiej miłości, planach na życie a w końcowym okresie znajomości – nienawiści i prześladowaniu go przez ukochanego.

Dzięki zaprzyjaźnionym transportowcom z kolportażu, którym udało się ocalić kilka numerów wycofanego dziennika można teraz (poniżej) zapoznać się z treścią całego wywiadu.
Dziękujemy!

„Janusz, nie odłączaj mi prądu...!”


Tabloid: Panie Bogdanie, jak doszło do spotkania Pana i Janusza Palikota. Kiedy, gdzie...
Bogdan C.:
Poznaliśmy się na imprezce. Spodobał mi się przystojny facet z lwią grzywą i dużym podgardlem w koszulce „jestem z SLD”. Rozmawialiśmy chwilę i zaiskrzyło. Do końca imprezy tańczyliśmy tylko ze sobą. Później dowiedziałem się, że wcale nie jest z SLD i tylko tak się chwali, ale miłość zwyciężyła.
Tabloid: Nie bał się Pan wiązać z osobą o tak wielkim temperamencie i zaskakujących pomysłach, - z osobą nieobliczalną.
Bogdan C.: To tylko dodawało smaczku naszemu związkowi. Janusz kupował różne ciekawe gadżety erotyczne - to taki mały świrek :). Raz z pracy przyniósł sztucznego penisa i pistolet. Ubaw był do rana. Nie zawsze jednak było tak ciepło i radośnie. Któregoś razu na przykład przyniósł łeb świński. Nie bardzo wiedzieliśmy co z tym się robi, ale zadzwoniłem do Roberta (Biedronia – przyp. red) i on coś fajnego wymyślił.
Tabloid: Ile trwał wasz związek
Bogdan C: Oj, długo chyba rok. Wiele rzeczy musiałem Januszowi pokazać i wprowadzić Go w głąb tęczowego świata. Na to potrzeba czasu. Proszę wziąć pod uwagę, że konieczne było wpierw wydobyć go z „heteryzmu” Brr....
Tabloid: Czy udało się to całkowicie...
Bodgan C: Tak! Oczywiście. Janusz już po dwóch tygodniach zapomniał o współżyciu z kobietami i traktował je wyłącznie jak koleżanki. Pożyczał lakier do paznokci i tipsy, chodził na plotki. Raz nawet zrobił sobie trwałą ondulację i pomalował oczy. Lubił wtedy jak mówiłem do niego „Janina”.
Tabloid: Co się zatem stało, że Wasz związek nie przetrwał
Bogdan C: Janina,... przepraszam Janusz był łakomym kąskiem dla wielu chłopaków. Szczególnie po tym jak zaczął zakładać T-shirt z napisem „jestem gejem”. Jasno dał znać otoczeniu o swoich zainteresowaniach. Adoratorzy nie odstępowali Go. Ten świat pociągnął Go bez reszty. Bywało, że wracając z pracy zastawałem w naszym mieszkaniu Stefana Niesiołowskiego czy też Cezarego Chlebowskiego. Janusz tłumaczył mi, że tylko przygotowują projekt poselski czy coś podobnego. Taki pic, ze niby głupi jestem i nic się nie domyślę. Wielokrotnie wracał do domu po alkoholu, z malinkami na podgardlu. Wreszcie któregoś dnia oświadczył, że to koniec. Dał mi 50 złotych, dwie butelki „Gorzkiej” i wyprowadził się z mieszkania.
Tabloid: Tak tanio Pana wycenił...
Bogdan C:
Właśnie! Za rok poświęcenia. Za rok, który w całości oddałem jemu i jego fantazjom, tylko 50 zł.... „Gorzką” już wypiłem, pięć dych mam – trzymam na pamiątkę.
To okrutny człowiek, ale.... nadal go kocham. Kocham mimo, że posunął się do strasznych czynów. Np. niedawno odłączył mi prąd w mieszkaniu. Siedzą teraz przy świeczce, ale... ona przynajmniej przypomina mi Janusza...

Tabloid: Panie Bogdanie, co dalej? Czy kontaktujecie się jeszcze Panowie ze sobą
Bogdan C: Od naszego rozstania tylko raz się spotkaliśmy. Janusz zostawił u mnie stringi, więc umówiłem się z nim na mieście , aby mu je oddać. W trakcie naszego spotkania dowiedziałem się, że wiążąc się ze mną Janina...przepraszam Janusz nie był prawiczkiem. Miał stosunki jakieś z kilkoma studentami. Nazywał ich słupy. Gratuluję chłopakom, że natura tak hojnie ich obdarowała, tylko mógł nie robić mi tą opowieścią kolejnej przykrości. Okrutny człowiek, kolejny raz mnie zranił. Teraz mimo, że znalazłem jego spiralę doodbytniczą już nie zadzwonię.
Tabloid: Co będzie dalej? Czy za stracone nadziej pozwie Pan Palokota do sądu
Bogdan C: No, zastanawiam się. Kontaktowałem się już z Panem Giertchem, który reprezentuje Panią Palikotową (byłą żonę posła Palikota – przyp. red.), ale mam opory. Wie Pan ja Go ciągle kocham.... wiele jestem w stanie mu wybaczyć.
Tylko Janusz, nie odłączaj mi prądu....