poniedziałek, 29 września 2008

Bronisław Maria „Mićkiewic” Komorowski

Dzisiejszy jubel urodzinowo-rocznicowy Pana Prezydenta Lecha Wałęsy stał się wielkim wydarzeniem kulturalnym oraz politycznym. Kadzono obficie gęstym dymem i słodzono, aż nie rzadko mdło się robiło i duszno.

Do dziś Pan Wałęsa posiada wierne grono sympatyków i wielbicieli skłonnych kąpać w ptasim mleku i zacałować swojego idola na śmierć. Oczywiście w oparach absurdu i kłębów uchodzącego powietrza, wydobywającego się z szacownego, nadmuchanego jubilata.

Prócz sporych przyjemnych niedogodności dla samego obiektu kultu, cała impreza miała jedną wielką korzyść dla całego narodu.
Objawiła ogromny talent literacki drzemiący w Bronisławie Marii Komorowskim.

Być może to podniosły nastrój uroczystości rocznicowej, wraz z łaską niebios spowodowały muśnięcie lekką ręką Erato osoby Pana Marszałka. W każdym razie wakujący fotel wieszcza w panteonie literackiej sławy zostanie w końcu obsadzony.

Na dzisiejszym urodzinowo-rocznicowy jublu ku czci Lecha Wałęsy, Marszałek Bronisław Maria Komorowski (pseudonim artystyczny „Mićkiewic”) zaprezentował szerokiej publiczności swój poemat patriotyczny „Pan Bolesław”.

Radości i oklaskom nie było końca. Policja nie interweniowała.
Niezmiernie miło, że Mickiewicz, Słowacki i Krasicki doczekali się wreszcie godnego ich talentu, czwartego kolegi, z taką łatwością porywającego tłumy.
























---------------------------------------------------
Z ostatniej chwili...
---------------------------------------------------

Mamy swojego Mojżesza!

niedziela, 28 września 2008

Tajemnice..., czyli wódka, siki i przemoc

Nikt, go nie widział, nikt (prawie) nie czytał scenariusza a wszyscy jak jeden mąż protestują i nazywają wycofanie dotacji państwowych dla filmu „Tajemnicy Westerplatte” próbą cenzury i kneblowania ust. Mowa oczywiście o czołowych reżyserach i aktorach, którzy podpisali list protestacyjny w sprawie wyżej wspomnianego dzieła.

Niejaki Chochlew Paweł – reżyser obrazu nie dokonał jeszcze w swoim zawodowym życiu nic szczególnego i być może jego kariera reżyserska minęła by nie zauważona, gdyby nie szum i zamieszanie wokoło filmu o Westerplatte. W ten sposób Chochlew stał się nagle kolegą Agnieszki Holland, Filipa Bajona, Krzysztofa Krauze i Jerzego Stuhra, którzy nie omieszkają przy najbliższej okazji przytulić do piersi zrozpaczonego młodego reżysera.

A o co tak właściwe poszło?
Najprawdopodobniej o zbyt nowatorskie przedstawienie własnej wersji wydarzeń z września 1939 roku. O sikanie żołnierzy na portret wodza, o notoryczne pijaństwo i dezercje albo o bójki czyli „amerykanizację” obrazu na wzór holywoodzki. Widocznie zarówno Chochlew jak i zbulwersowani „wielcy sztuki filmowej” nie dopuszczają możliwości wykonania filmu patriotycznego, bez wulgaryzmów, uryny i lejącej się strumieniami wódki.

Najprawdopodobniej bez dotacji państwowych nie dane będzie ukończyć Panu Chochlewowi epokowego dzieła. Chyba, że znajdzie się prywatny inwestor nastawiony na sukces rynkowy, ale wtedy należałoby trochę zmienić zarówno scenariusz jak i sam tytuł obrazu.
Moim skromnym zdaniem, nie od rzeczy będzie dodanie jakiejś mocnej, twardej postaci (coś na wzór Rambo lub Terminatora w połączeniu z Franzem Maurerem ) z ręczną wyrzutnią pocisków dum-dum.
A co do tytułu, to może „Tajemnica, czyli wódka i przemoc”.

------------------------------------------------------------------------------


Zachęcony dość prostym sposobem na zrobienie kariery bez kariery postanowiłem również postąpić w podobny sposób co Pan Paweł Chochlew i hołdzie artyście wykonać remejk jego nienarodzonego dzieła, licząc również na nie narodzenie się go i w związku z tym na falę protestów ludzi sztuki.


Aby nie zanudzić potencjalnych czytelników mojego scenariusza, przeniosłem akcję filmu w inne, może dla wielu ciekawsze miejsce i ciekawszy czas. Pozostawiłem jedynie dużo wódki, joby i ekstrementy na portrecie, czyli to co najwybitniejsi nasi filmowcy lubią najbardziej.
Muszę przyznać, że już serce bije mi mocniej na myśl, że stanę się niebawem „kolegą” Bajona, Stuhra, Holland czy też Krauzego.

Poniżej przedstawiam małą próbkę epokowego dzieła, które stanie się wkrótce powodem wystosowania przez filmowców listu poparcia.
Są to fragmenty scenariusza filmu „Tajemnica Getta” (fabuła oparta na faktach)


...










Fragmenty scen dotyczących dezercji kilku bojowników ŻOB

Bojownik ŻOB siedzi w kałuży moczu, zsikał się. Już nawet nie jest przestraszony: on już gdzieś daleko odpłynął. Milczy, nie zwracając uwagi na resztę dezerterów.

(...)

ZALMAN: - O w mordę, moi dezerterzy!! Skurczybyki do swoich strzelacie? (...) Czy ktoś jest jeszcze w środku?

ARLE: - Jest jeszcze jeden, ale nie wiem, jak się nazywa.

ZALMAN repetuje karabin i rusza w kierunku budynku, lecz w środku rozlega się wybuch granatu. (...) Na podłodze widzi zmasakrowane ciało BOJOWNIKA (0)

ANIELEWICZ: - Rozstrzelać wszystkich. Tak dobrze zrozumiałeś. Dezerterów rozstrzelać, natychmiast! To rozkaz, ZALMAN!

(...)

ZALMAN ze swoimi prowadzą na muszce dezerterów, wychodzą z budynku na plac. (...) Dezerterzy zrywają się i biegną w stronę piwnicy. Ludzie ZALMANA otwierają ogień, BOJOWNIK (1) pierwszy pada martwy, obok niego pada BOJOWNIK (2), przerażony BOJOWNIK (3) odwraca się w stronę ZALMANA i podnosi ręce do góry.

BOJOWNK (3): - Nie strzelać!

Niestety człowiek ZALMANA (1) posłał ostatnią serię, która ścina BOJOWNKA (3), ten upada powoli.

Scena po rozstrzelaniu (dzieje się w piwnicy dowódców)

Burza, zaczyna padać deszcz za wybitym piwnicznym oknem. Błyskawica rozświetla nieco pomieszczenie. ANIELEWICZ staje w drzwiach. Na stole pali się jedna świeca, obok stoi prawie opróżniona butelka wódki pejsachówki. Słychać odgłos oddawanego moczu. W kącie stoi odwrócony tyłem do wejścia ABRAHAM (1) i sika na podłogę. Ledwo się trzyma na nogach, jest ewidentnie pijany. Salutuje w stronę podłogi i odwraca się w kierunku ANIELEWICZA. Salutuje jeszcze raz.

ABRAHAM (1): - Panie komendancie melduję wykonanie rozkazu! Spooocznij!

ANIELEWICZ podchodzi do niego i widzi, że oddał mocz na portret Włodzimierza LENINA.

ANIELEWICZ: - Podnieś to!

ABRAHAM (1) z trudnością podnosi portret ociekający moczem. Trzyma go przed sobą prawą ręką. Lewą salutuje do portretu. Błyskawica.

ABRAHAM (1): - ŻOB walczy, he, he! Ciągle walczy jak szlag!

(...)

ABRAHAM (1): zataczając się, dopada stołu i ciężko siada. Nalewa kolejną szklankę wódki i pije. ANIELEWICZ siada naprzeciw niego. (...) ANIELEWICZ pije wódkę prosto z butelki. (...)

ABRAHAM (1): - Szwaby zgniotą nas jak wszy! A wie pan dlaczego? (...) (krzyczy) No, kurwa, wiesz dlaczego? To ci powiem, kurwa, dlaczego. Powiem, a jak. Bo my komendanciku nie zasługujemy na zwycięstwo!

(błyskawica) ANIELEWICZ zrywa się od stołu. Jest wzburzony. Jak zwykle sięga po pistolet.

ANIELEWICZ: - Baczność! Baczność!

ABRAHAM (1): - Możesz mnie zastrzelić! Wszystko mi jedno.

ABRAHAM (1): bełkocze, próbuje wstać, ale zaraz upada na podłogę, jest pijany w belę. Coś jeszcze mówi niewyraźnie i po chwili zasypia. ANIELEWICZ stoi nad nim, ciężko dysząc. Bierze niedopitą śliwowicę pejsachówkę i wychodzi z kantyny.

Wiatr. ulewa. Błyskawica. ANIELEWICZ wracając do piwnicy, ostro pociąga z butelki, jest już wstawiony ... (...)

Wiatr. Ulewa. Błoto. ANIELEWICZ jest już mocno pijany, pociąga jeszcze z butelki, zatacza się. (...) ... przewraca się. Klęczy pijany, chce się jeszcze napić, butelka pusta, odrzuca ją. Zwiesza głowę, kręci mu się w głowie, bełkocze: - Honor, towarzysze, (krzyczy, próbuje przekrzyczeć błyskawicę) honor!!!


Scena, w której EDELMAN po raz pierwszy decyduje się na kapitulację

EDELMAN: - Nadajcie im, Lichtman , nasz meldunek. Mordek [to do Anielewicza - red.] zredaguje, sytuacja ogólna, straty i koniec.

(...)

ANIELEWICZ: - Ale... jeśli tylko dostaniemy wsparcie, to pogonimy ich stąd do Otwocka!

Retrospektywna scena sprzed kilku dni, gdy Edelman popija pejsachówkę z Anielewiczem

Wypijają do dna. Edelman dolewa trunku.

EDELMAN: - To na drugą nogę.

Edelman wypija całość, Anielewicz tylko połowę. Anielewicz siada. Edelman lekko zatacza się. Podpiera się o stół i uśmiecha szeroko, coś mu się przypomniało.

ANIELEWICZ: - A pamiętasz Marek, jak bogaczy goliliśmy?

EDELMAN: - Oj tak. Pięknie było. Chodziło się do bogatych Żydów, do przemytników czy do żydowskich policjantów, terroryzowało się ich i zabierało forsę. Kasę Judenratu ograbiliśmy na setki tysięcy złotych, obrabowaliśmy też przedsiębiorstwo aprowizacyjne. Posunęliśmy się nawet do porwania. Lichtenbaum, przewodniczący Judenratu po Czerniakowie, odmówił pieniędzy.
Pamiętasz, uwięziliśmy więc jego syna. Trzymaliśmy go przez 12 godzin. Do Lichtenbauma napisaliśmy, że trzymamy chłopca z nogami zanurzonymi w cebrzyku z lodowatą wodą, tak że na pewno nabawi się choroby. Przyszli z pieniędzmi. Innym razem żydowski policjant, zresztą skurwysyn, nie chciał dać nam pieniędzy. Przyszliśmy do niego około czwartej, gdy termin ultimatum upływał. – Nie chcesz dać? – spytaliśmy i zastrzeliliśmy go. Po tym zdarzeniu wszyscy płacili. W sumie pieniędzy nam nie brakowało. To my byliśmy prawdziwą władzą w getcie. To my decydowaliśmy, jak mają żyć ludzie, którzy pozostali w getcie. Nazywali nas "partią". Gdy partia coś kazała, było to wykonywane.
Tylko w marcu 1943 roku wykonaliśmy trzy wyroki śmierci. To było życie...

ANIELEWICZ: - Pamiętam Maruś, pamiętam...

EDELMAN: - (bełkotliwie) A ja znam taką przyśpiewkę o Kubie. Strzela Kuba do Jakuba? Znasz to? Na Nalewkach u nas to śpiewają.

(...) Edelman w świetnym humorze, staje na środku gabinetu i zaczyna wyklaskiwać melodię, przytupując. Jest mocno pijany i właśnie odleciał w swój świat.

Scena z kąpielą pijanych bojowników ŻOB


Piwnica bogatej żydowskiej rodziny. Półki, na półkach poustawiane butelki ze śliwowicą. Wszystko trochę zasypane pyłem, ale ogólnie porządek.

ABRAHAM (1): - (na widok trunków za barem) O w mordę! Trzeba aż wojny, żeby szeregowy bojownik się zabawił u bogatych żydów. Dawać chłopaki.

Otwiera butelkę porządnego trunku, stawia 3 szklanki na stole i nalewa. Bojownicy ochoczo biorą, zaczynają pić.

(...)

ABRAHAM (1) idzie z BOJOWNIKAMI (W1) i (W2) piętrem zniszczonego budynku. Słoneczny dzień. Trochę się zataczając, zaczynają się rozbierać. Śpiewają na całe gardło.

WSZYSCY: - O mój wymarzony, o mój wytęskniony, sam ty nie wiesz o tym że, że w małym miasteczku za tobą ktoś wypłakał wszystkie łzy. Tam biedna Rebeka, w zamyśleniu czeka ...

Na trzy-cztery wbiegają do wanny w opuszczonej łazience, pluskają się na całego, robią przy tym mnóstwo hałasu, nurkują, przytapiają się jak dzieci. Nagle słychać kanonadę z karabinu od strony okna, pociski obramowują kąpiących się, a ci w pośpiechu wybiegają z wanny, zbierają ubrania i uciekają po schodach w dół. Karabin cały czas strzela. ABRAHAM (1) zatrzymuje się, odwraca się w stronę okna.

ABRAHAM (1): - (krzyczy) Jutro o tej samej porze, łachudry!

Seria z karabinu idzie po łazience. ABRAHAM (1): pokazuje im zgiętą w łokciu rękę i wskakuje w krzaki.

Scena nalotu

Samoloty Junkers ze złowrogim wyciem "aaaaaa" nurkują, zrzucając bomby, jeden po drugim, parami. Kamera filmuje samoloty, lot ich bomb i gdy mają już eksplodować, kamera zaczyna uciekać w przeciwną stronę, tak, że eksplozja następuje za plecami. Kamera leci do przodu i zostaje zasypana piachem.

(...)

Bomby wybuchają dookoła, budynkiem [bunkra nr 5 - red.] trzęsie, sypie się tynk ...

KLEPFISZ: - Wszyscy na dół, szybko!!

ABRAHAM (1) bierze wódeczkę, szklanki i zbiega na dół.

KLEPFISZ: - Abe, szybko!!!!

ABRAHAM (1) - Zara...

KLEPFISZ bierze kiełbasę i zbiega na dół.

ABRAHAM (1) – Czyś ty oszalał??! – To wieprzowina, wyrzuć to kurwa...
KLEPFISZ: - A chuj tam z wieprzowiną! Dobra jest spróbuj....

Podtyka Klepfiszowi kiełbasę pod nos, Klepfisz odpycha rękę Abrahama i patrząc w górę wypowiada krótką modlitwę.
Pospiesznie biegną do piwnicy.

Scena próby kapitulacji

EDELMAN zbiera resztę dokumentów do spalenia z biurka. Otwierają się drzwi i wpada ANIELEWICZ z białą flagą w jednej dłoni i pistoletem w drugiej, dyszy nienawiścią. Dokumenty wypadają Edelmanowii z rąk. (...)

FLASHBACK EDELMANA

EDELAMAN dostrzega, że ANIELEWICZ otwiera kaburę i wyjmuje pistolet.

EDELAMAN: - Mordek, nie zachowuj się jak faszyści z ŻZW i AK!

Edelman odwraca się plecami do Anielewicza i idzie przed siebie. ANIELEWICZ w szale mierzy do odchodzącego Edelmana. Jego dłoń powoli naciska spust. Edelman znika w dymie/mgle.

Bójka bojowników w piwnicy


MOLL i BLUM objęci niczym w miłosnym uścisku toczą się po podłodze piwnicy. BOJOWNIK (6) siedzi na BOJOWNIKU (P8) i okłada go pięściami, BOJOWNIK (P2), potężnie zbudowany mężczyzna, miota po piwnicy BOJOWNIKAMI (4) i (1). Z dolnej wartowni wchodzą następni bojownicy, dwóch od MOLLA wskakuje na plecy BOJOWNIKA (P2), reszta przyłącza się do bójki, w piwnicy panuje totalny chaos, już każdy walczy z każdym.

Sceny końcowe

Przez pokiereszowaną bramę wymarsz dwójkami. Idą wolno, ale w równym szeregu. (...) Niemcy pokrzykują: ręce do góry. (...)


Koniec Filmu. Wchodzi muzyka i napisy. Wychodzą widzowie i pieniądze z kieszeni podatnika.

sobota, 27 września 2008

Komentarz do wpisu bloggera Johna Bulla – „Asesor DAWID HIEROPOLITAŃSKI uniewinnia Jakuba Wojewódzkiego” (Blogmedia24.pl)

Jak się bawić, to się bawić! Panowie Wojewódzki, Raczkowski i Stelmaszczyk uniewinnieni przez Pana asesora Dawida Hieropolitańskiego mogą teraz rozbawiać publiczność do woli i bez najmniejszego skrępowania. Mogą wtykać co im się podoba w różnego rodzaju ekstrementy i nawet wymiociny całkowicie bezkarnie.


No bo skoro (jak wynika z lektury uzasadnienia wydanego przez Asesora) :
- przedmiot wetknięty w odchody nie był polską flagą
- oskarżeni nie mieli intencji znieważać polskiej flag
- oskarżeni chcieli tylko rozbawić publiczność.

to teraz hulaj dusza – wtykamy ile się da i co się da w co się da, a na „bonidydy” przyrzekniemy, że to tylko dla rozbawienia publiki.


Mam jednocześnie nadzieje, że tak inteligentne i po europejsku myślące osoby nie zadowolą się ponownym powielaniem tego samego pomysłu jak wciskaniem narodowej flagi w odchody (czy nawet innych przedmiotów kojarzonych z godłem) tylko wymyślą coś zupełnie nowego.


W tym miejscu pragnę zaproponować Panom Wojewódzkiemu, Stelmaszykowi oraz Raczkowskiemu inną wspaniałą zabawę. Przygotowałem nawet rekwizyty, które jestem gotów bezpłatnie przekazać do programu „Kuba Wojewódzki”.
Wykonałem zestaw składający się ze zdjęcia komory gazowej oraz kilku postaci Żydów wyciętych z papieru. Zabawa polegać ma na wciskaniu postaci w wycięty w zdjęciu otwór.
Życzę Panom W. S. R. znakomitej zabawy i wielu braw z sali.
Przecież to tylko niewinna rozrywka, bo:
- przedmiot wetknięty w zdjęcie nie jest prawdziwym Żydem
- nikt nie ma intencji znieważać narodu Żydowskiego (trzeba dać słowo honoru, bądź przebadać się wariografem)
- pragniemy tylko rozbawić publiczność.


Jako motyw przewodni nowego happeningu można podać np. zwrócenie uwagi na zanieczyszczenie środowiska lub ponaddozwoloną emisję spalin do atmosfery.
Można też wymyślić coś innego, również głupiego jak poprzednim razem Pan Wojewódzki z Panem Raczkowskim przy okazji flagi w psiej kupie wykombinowali. Zachodzi tu prawdziwa dowolność.

Mam nadzieje, że Pan asesor Dawid Hieropolitański zostanie zaproszony do studia i uśmieje się do łez!

czwartek, 25 września 2008

„Czas łachudry”

Co chwila miłościwie nam panująca Platforma Obywatelska, jedyna słuszna siła, bo przewodnia (wraz z nieocenionym koalicjantem) funduje społeczeństwu jakiś cyrk używając do tanich numerów własnych lub zaproszonych politykierów.

Niestety, nastał nazwany przeze mnie, na skromny własny użytek „czas łachudry”.
Cóż to takiego? Właśnie to, co każdy widzi i czego doświadcza na co dzień ze strony obecnej władzy – konsekwentnego ogłupiania ludzi i tworzenia własnej, wirtualnej rzeczywistości z łachudrami w roli głównej.
Przypomina to nieco okres peerelu, gdy postaci ludzi mądrych i prawych zastąpiono zwykłymi łobuzami i zdrajcami, a życiorysy ich kolorowano i upiększano w sposób wprost adekwatny do aktualnego zapotrzebowania władzy na model gieroja.

Istnieje w kraju grupa ludzi, która za cel nadrzędny postawiła sobie zakłamanie najnowszej historii i przewartościowanie ponowne moralnych postaw i pojęcia uczciwości. Właściwie, to co czyni PO, to nic nowego.
Już od „okrągłego stołu” Unia Wolności z SLD i „Gazetą Wyborczą” próbowała wpajać społeczeństwu, że „komuna nie taka straszna”, „że Kiszczak czy też Jaruzelski, to ludzie honoru” itp. itd.
Gdy po wielu latach udało się wreszcie, na krótko wrócić do normalności i prawych symboli, dziś Platforma Obywatelska wraz z PSL funduje nam „powtórkę z rozrywki” czyli „peerel-bis”.

„Czas łachudry” tworzy obecnie zwarta grupa wzajemnego poparcia, która ulokowała się na szczytach władzy i psuje wszystko co tylko może, starając się przetrącić przy tym kręgosłup moralny młodego pokolenia. Całe szczęście, że zaniechano już dość dawno wywieszania w szkołach i urzędach państwowych portretów dygnitarzy, bo na ścianach widniały by w większości same „czołowe łachudry”. Poczet z pewnością mógłby otwierać Marszałek Komorowski, potajemnie knujący wraz z posowieckimi WSIochami przeciw likwidatorom „czerwonej wojskowej mafii” (nie przypadkowo Komorowski podczas głosowania w Sejmie, jako jedyny poseł PO był przeciw likwidacji WSI).
Tuż za nim prezentował by się jego sejmowy zastępca Niesiołowski, pospolity cham i ordynus, który przyczynił się (na skutek ochoczej denuncjacji już na pierwszym przesłuchaniu) do wieloletnich wyroków na swoich byłych kolegów z opozycji.
Dalej również „zasłużenie i kolorowo” – Władysław Bartoszewski , uczestnik (?) Powstania Warszawskiego, kreowany przez obecną władzę na jego symbol – zupełnie wbrew opinii środowisk powstańczych. Wygwizdany i „wybuczany” na Powązkach „upiorny dziadunio” – dekownik z powstańczej radiostacji, „cudownie” uwolniony przez hitlerowców z obozu koncentracyjnego ze względu na „zły stan zdrowia” – do dziś wdzięczny i mizdrzący się do Niemców.
Kolejni Pawlak-Kłopotek-Sawicki i reszta kierownictwa PSL , jako jedna całość (prócz fizjonomicznych różnic nie widać żadnej innej). Zwolennicy pro-rodzinnej polityki kadrowej w urzędach państwowych, bez skrępowania i nawet odrobiny wstydu dowodzący, że zatrudnianie krewnych to „normalka”.
Oczywiście nie może zabraknąć w tym gronie Pana Premiera. Tak niegdyś sprawnie liczący głosy podczas zamachu stanu, na spotkaniu u „Bolka” Wałęsy Donald Tusk zasłużył sobie na czołowe miejsce w galerii.
Jako (bez)honorowy patron grupy, zamiast godła państwowego, dobrze że nie wisi sam Lech „Bolek” Wałęsa. Współpracownik UB, prymitywny i pyszny do granic absurdu prostak wynoszony przez POlityków do rangi symbolu narodowego. Można wymieniać dalej Sikorski, Boni, Kutz, Dzikowski itp. itd.

Obecnie grupa trzyma się dobrze. W końcu łachudrą łatwiej zostać niż porządnym, uczciwym człowiekiem. Nie namęczy się tyle człowiek
„Czas łachudry” wydłuża się a łachudrów w szeregach przewodniej siły narodu przybywa.


Z OSTATNIEJ CHWILI!!!

No i się doczekał!

Z okazji rocznicy nadania mu Pokojowej Nagrody Nobla, Lech Wałęsa uhonorowany został zamieszczeniem własnego wizerunku na banknocie Euro.
Dla podkreślenia oryginalności oraz ekstrawagancji byłego Prezydenta ustanowiono nominał 13 Euro, na którym to Wałęsa (wraz z najbliższymi przyjaciółmi) będzie figurował.

wtorek, 9 września 2008

PLATFILM już działa!

Popularność Platformy Obywatelskiej sięgnęła pułapu!

Wniebowzięci liderzy partyjni zachęceni takim obrotem sprawy znaleźli sposób aby przejść ten pułap i z pozycji 100% poparcia kierować samodzielnie krajem.

Prócz zaszczytnych tytułów „I partii sejmu”, „V kolumny SLD” czy „II komuny III RP” postanowili wziąć sprawę w swoje ręce i zdobyć tytuł – „I królestwa X Muzy”.

Wiadomo film to potęga, aktorzy i reżyserzy są obiektami uwielbienia i westchnień milionów fanów kinematografii na całym świecie.

Panie i Panowie, pod egidą Platformy Obywatelskiej powstała wytwórnia PLATFILM!
Oglądajcie, śmiejcie się, przeżywajcie i kochajcie ich za trudną sztukę filmową z najwyższej półki.

piątek, 5 września 2008

„Must” wreszcie śpi lepiej!

„Największe osiągnięcie rządów PO, to zmiana klimatu politycznego w Polsce. Teraz człowiek nie jest taki zestresowany, lepiej sypia” – powiedział dziś w TVN24 Andrzej Olechowski, były KO „Must” oraz lider-założyciel Platformy Obywatelskiej. Właściwie cytat ten można byłoby pozostawić bez komentarza, jest aż nadto wymowny.

Nie mogę jednak odmówić sobie przyjemności dodania do wypowiedzi „Musta” kilku zdań objaśnienia. To tak dla potencjalnych czytelników, zwolenników PO, którzy mogli by nie zrozumieć prawdziwych intencji ich byłego bożyszcza.

Faktycznie, może spaść kamień z serca ludziom pokroju Olechowskiego czy Boniego. Obecna władza dba aby włos na głowie kolaborantów i peerelowskich donosicieli nie drgnął. Po dwóch latach „trzęsiawki” - pokuty za grzechy, nadszedł dla nich czas głębokiego oddechu. Dziś bezsenność minęła i różnego rodzaju „Musty” czy „Znaki” chrapią w nocy w najlepsze, śniąc o dupeerelach z niezwykle towarzyskich czasów. A wszystko to zasługa Doktora Tuska – specjalisty od bezsenności.

Miło, że Andrzej Olechowski znalazł wolną chwilę i w imieniu wszystkich dotąd cierpiących funkcjonariuszy i współpracowników aparatu represji PRL, podziękował Panu Premierowi za zaangażowanie i roztoczenie nad nimi parasola ochronnego.

Ale już ciiiiicho! Pssst „Must” właśnie zasnął!

środa, 3 września 2008

Lud w rękach władzy.

GORĄCY TEMAT!
Kibole zdemolowali Warszawę, ale bohaterscy stróże prawa ujęli wszystkich 741 groźnych chuliganów.
Pan Schetyna od dziś nosi głowę wysoko, a Pan Walter pozbył się problemu.
Jeszcze raz władza i biznes wyszły sobie naprzeciw.
Niegdyś komuniści walczyli o oddanie władzy w ręce ludu.
Wczorajsza akcja udowodniła, że obecnie rządzącym bliższa jest idea oddawania ludu w ręce władzy.
(podziękowania dla Foxxa za inspiracje)

A mucha ciągle bzdzy...

Uśpiony uśmiech politowania budzi we mnie każde wystąpienie tzw. „wicemarszałka sejmu” Niesiołowskiego. Gość ma w sobie coś takiego, że jak powie, to „po bandzie” i „od czapy”. Smutne i nudne życie profesora od owadów w pełni ubarwia mu działalność polityczna, z czego jak widać jest w pełni zadowolony i puchnie w pysze do granic.

Ze względu na wiek można było by złożyć jego zachowanie na karb choroby starczej oraz dużo wybaczyć. Jednak ci, co obserwują Stefana N. od dawna, wiedzą że to nie dolegliwości i przypadłości wieku starczego kierują jego zachowaniem – to kieruje nimi osobiście, w pełni świadomy i trzeźwy Stefan Niesiołowski.

Należy on do gatunku ludzi, którzy cały swój przegrany życiorys próbują co jakiś czas pisać na nowo, wklejając swoją zupełnie nieważną i nieistotną osobę w nowe środowiska i wydarzenia (przy tym styl bycia i postępowania zawsze pozostaje bez zmian, niezależnie od aktualnej partyjnej przynależności).

Skąd się biorą takie typy? Po prostu życie je tworzy. Dla nieudaczników i nieumiałków skakać po scenie politycznej i głośno krzyczeć, to jedyna droga do małego sukcesu. Można zatem, (jak widać) doczekać się nawet fotela wicemarszałka sejmu lub miana „twarzy PO” w programie telewizyjnym.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla większości taka osoba jest i pozostanie na zawsze kimś w rodzaju „zagrodowego głupka - wesołka”.

Stefan Niesiołowski próbował niegdyś wysadzić pomnik Lenina. Nie wysadził, a komunizm jego wsadził, do więzienia. Jako człowiek towarzyski, zadbał aby w miejscu odosobnienia przebywali też znajomi i najbliżsi, toteż „sypnął” już na pierwszym przesłuchaniu kolegów i osobistą narzeczoną. Taki jest Stefan N. – koleżeński i rodzinny!

Właściwie niewysadzony pomnik wodza rewolucji, to... pomnik działalności Niesiołowskiego w podziemiu i niejako, po dzień dzisiejszy symbol jego możliwości. Nawet dziś specjalista od owadów, porywa się na postaci większe i będące poza jego zasięgiem. Niczym mała muszka plujka krąży nad „dużymi” i bzyczy natrętnie.

Aktualnie Niesiołowski bzyczy nad Prezydentem. W „michnikowym” TOK FM dał upust swoim przemyśleniom i stwierdził, że to Lech Kaczyński podpuścił uczestników obchodów „Sierpnia ‘80” do buczenia na Borusewicza. A buczała sama żulia. W tym czasie inteligenci protestowali (Adamowicz) stali w osłupieniu (Borusewicz), latali samolotem (Mazowiecki) lub „klykali w internecie” (Wałęsa).

Tak to mała muszka plujka, zamiast siedzieć cicho w swojej kupie (na kupie?) znajomych i cieszyć się z tego co ma, znów ingeruje w świat, którego nie rozumie i który jest za wielki dla niej. Wlatuje za szkło powiększające (sic!) i w ten sposób próbuje powiększyć swoją postać aby być na równi z innymi. Nie dostrzega tylko, że wystarczy jedno celne pacnięcie łapką na muchy.

P.S. Na marginesie. Dzisiejszy wicemarszałek sejmu, w wyborach parlamentarnych w swoim okręgu wyborczym (Zielona Góra) zdobył 69.385 głosów.
Lech Kaczyński w drugiej turze wyborów prezydenckich zebrał 8.257.468 głosów.
Oczywiście co innego wybory parlamentarne lokalne i ogólnokrajowe prezydenckie. Służę więc innymi danymi, bardziej porównywalnymi.
W 2002 roku Lech Kaczyński ubiegający się o urząd Prezydenta Stolicy, zgromadził 1.202.507 głosów.
„Z czym do ludzi” Panie Niesiołowski?!

No i się doczekał!








poniedziałek, 1 września 2008

Objaw bolszewizacji postępowania

Upiorny dziadunio, esteta i nieugięty tropiciel „dyplomatołków” – Władysław Bartoszewski został wystawiony ma witrynę w celu wypowiedzenia się. Jak zwykle, w dniach rocznicowych Komitet Centralny Polskich Zjednoczonych Platformiaków Obywatelskich, otrzepał z kurzu, przeprasował i użył „Profesora” Bartoszewskiego do naplucia na tych co nie myślą jak przewodnia partia. Tym razem „Symbol Powstania Warszwskiego według PO (wersja Beta)” potępił wszystkich „buczących” na Bogdana Borusewicza, podczas obchodów rocznicy Sierpnia 1980 w Gdańsku.

Użył mocnych słów o „bolszewizacji myślenia” oraz porównał „gorące przywitanie” Marszałka Senatu, do niemniej „gorącego przywitania” innych zasłużonych dla umacniania III RP oficjeli, podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego.

To się nazywa mocne i szybkie działanie. Trzeba przyznać, że Bartoszewski, jak nikt inny pasuje na ideologa watahy platformerskiej i nieskomplikowanego stylu myślenia, rodem z podręczników głównych mózgów intelektualnych: Schetyny i Chlebowskiego.
Jak nikt inny uosabia też to, co w PO jest najgorsze – bezmiar impertynencji, ignorancji i konformizmu. Wykreowany przez Tuska i resztek „uwolii” na „Symbol Walki z Komuną” oraz „Ikonę Powstania Warszawskiego”, chlubi się jednocześnie przyjaźnią z komunistą Geremkiem oraz uczestnictwem w strukturach rządowych w jednym szeregu z TW Znak – ubeckim współpracownikiem Michałem Boni. Akurat ten ostatni przykład jest bardzo wymowny i prezentuje „prostotę” zawiłego rozumowania „upiornego dziadunia”.

Jeszcze niedawno „grzmiał” o przywożonych autobusami grupach, które na cmentarzu (według niego) zachowywały się niegodnie, „bucząc” na jego ideologicznych przyjaciół, stojących nad grobami poległych bohaterów „Zośki” , „Parasola” i „Miotły”. Nie zauważył wszak aż do dziś, że sam tnie gałąź , na której siedzi. Jako Powstaniec Warszawski (mimo, że tylko pracownik radiostacji, a nie frontowiec) nie powinien się tak „bardzo wychylać”. Wszak np. Zgrupowanie „Miotła” zajmowało się likwidacją kolaborantów i „czerwonych kretów”. Jednym słowem niektórzy z jego dzisiejszych partyjnych kolegów delikatnie mówiąc mięli by w tamtych czasach duże problemy.

Bartoszewski, na zlecenie KC PZPO strzela obelgami na prawo i lewo. Dorabia ideologie do wypadków, przekłamuje fakty a później w to wszystko święcie wierzy. A wtedy na cmentarzu powązkowskim wystarczyło tylko zsunąć z uszu berecik, aby stwierdzić, że owe buczenie na Niesiołowskiego i resztę, donosiło się z miejsc zajmowanych przez kombatantów. Tych frontowych. To chyba coś znaczy.