piątek, 18 kwietnia 2014

Rozrywka w Nazywajewsku


W otchłani jednej z szuflad znalezionego na wysypisku rupieci biurka, odnalazłem dziwny rekopis. Okazało się, że jest to nieznane opowiadanie mistrza gatunku - Michała Zoszczenki. W jaki sposób mistrz przewidział „panowanie“ w Rosji Władimira Putina, nie wiadomo....


- To Wam powiem obywatele, że jednak lud tam na zachodzie, a już w szczególności amerykańscy murzyni, to są bardzo za naszym prezydentem.
Tu Ławr Aleksandrowicz Pyszałow przestał żuć skórę od słoniny i otarł usta rękawem.
- Wiecie, miałem kiedyś taki przypadek…- rozpoczął swoją opowieść.
- No, było to z dwa lata temu, a może nawet dwa i pół.
Mieszkałem akurat wtedy w Nazywajewsku, w obwodzie omskim. Za kierownika biblioteki państwowej tam byłem, na urzędzie.
To rozumiecie, ważna posada i odpowiedzialna wielce, że nie jakieś tam byle co.
Kierownik biblioteki, uważacie towarszysze dba o intelektualny rozwój obywateli, o ich dusze. Trochę, nie przymierzając jak pop.
No to urzędowałem w najlepsze, godnie i ma się rozumieć z powagą odpowiednią na takim stanowisku.
Obywatele przychodzili, a często byli nie zorientowani na konkretną książkę, to i radą służyłem i tytuł podsunąłem – rzecz jasna w zgodzie obowiązującą polityką władz i linią.
Razu jednego na ten przykład taki Jesupow, który kiedyś w hucie w Magnitogorsku pracował i w czasie zlewu surówki palec u nogi mu spaliło, do biblioteki przyszedł i mówi: “Dalibyście, Ławrze Aleksandrowiczu książkę jakąś, bo i potrzeba niezmierna mnie naszła na wiedzę a i ciekawość podług tego czy czytać z czasem nie zapomniałem dopadła”.
Zaraz, zaraz - mówię – obywatelu Jesupow, ale co wy czytać macie potrzebę? Czy na ten przykład o pięknych sprawach i boże chroń miłości imperialistycznej, czy może coś fachowego, co by wam jeszcze mogło świadomość zawodową podnieść?
Tu się Jusupow zamyślił i jął po brodzie drapać.
- Nie czas teraz po brodzie się wam drapać – mówię – tylko stosowną publikację dobrać.
Ja wam dobrze radzę, jako człowiek na urzędzie i z doświadczeniem niemałym, - weźcie coś fachowego, bo szkoda waszej głowy zaprzątać głupim czytaniem o miłości.
Tu Jusupow zamyślił się i rękę z brody zdjął.
- To może coś, tak podług zawodu bym poczytał?
- Bardzo proszę, czytajcie – boże broń nie będę utrudniał wam, a nawet pomogę.
Wy hutnik po wykształceniu?
- Hutnik – odparł Jesupow i znów podrapał się po brodzie.
 - To ja tu dla was mam... i ręką po grzbietach książek prowadzę. ...Ja tu dla was mam... O, mam na ten przykład coś z waszej profesji: Mikołaj Ostrowski – „Jak harowała się stal“!
I bach mu tę książkę na biurko.
- Rzecz fachowa i ideologicznie słuszna. Do woli czytajcie, bardzo proszę, u nas na czas nie pożyczamy, tylko do skutku – rozumiecie – aż dacie radę...
Jesupow popatrzył i mówi: - A dam radę Ławrze Aleksandrowiczu, przysięgam się tu przed wami... dam radę, bo temat mi bliski a i hutnictwo przyszłość niezmierną wciąż posiada.
Rozrywka, rozrywka mądra i fachowa nade wszystko rozumiecie potrzebna...

Nie minął tydzień, a do bliblioteki wchodzi znów Jesupow. Książkę w ręku dzierży i od drzwi woła: - Nie dla mnie drogi Ławrze Aleksandrowiczu czytanie... oj, nie dla mnie - i kładzie mi książkę przed nos na blacie.
Patrzę, to na Jesupowa, to na książkę, a on dalej: - Liter za dużo, pamięci mało a umiejętności też brakuje... Nie dla mie czytanie – pojmujecie – inne rozrywki jakieś w naszym  Nazywajewsku przydać by sie mogły, bo naród tu niewprawiony w czytaniu tak jak i ja, a rozrywki jakiejś na gwałt pospólstwo potrzebuje.
- Pomiarkujcie, mówię – dajcie czasu dni kilka a wymyslę coś na miarę waszych potrzeb i w głowę zachodzę, co by tu wykombinować.
I wtedy przypominam sobie, że mer miasta a dawniejszy pierwszy sekretarz komitetu Widajew różne taneczne zabawy niegdyś organizował.
- Idźcie obywatelu Jesupow do domu – powiadam zatem – bo ważne sprawy kulturalne teraz będę organizował. A i tam na egzekutywie w Domu Kultury powiedzcie, że jako kierownik biblioteki państwowej, czuję na sobie odpowiedzialność za społeczną rozrywkę i relakację – w najlepszym wydaniu, ma się rozumieć.
No to Jusupow kłania się i do drzwi a ja do telefonu...
Nazajutrz Fiodor Stepanowicz Widajew przyjął mnie grzecznie, - rękę podał.
- Usiądźcie sobie Ławrze Aleksandrowiczu wygodnie w fotelu. Co mogę dla was zrobić – spytał.
- A no, drogi towarzyszu Widajew, ja podług spraw rozrywki szeroko pojętej – mówię i z błaganiem wbijam w niego wzrok.
- Pomóżcie w imię społecznej potrzeby, uruchomcie wasze kontakty i umiejętności. Jednym słowem coś dla obywateli w kwestii wyższych lotów rozrywki uczyńcie.
Tu Widajew podrapał się za uchem i mówi po chwili:
- Tak,.... to wiecie, rozumiecie, sprawa ma się następująco....  Tu w Omsku, po sąsiedzku taka artystyczna trupa ma występy. Tańce – rozumiecie – kobiety murzynki – big band – ensambl i całość z Ameryki – pojmujecie?
- Pojmuję, a jakże. Jako osoba urzędowa i na stanowisku nie takie to rzeczy pojmuję. Ma się rozumieć, murzynki, ensambl...
- No to pojmijcie też, że da się to wszystko w naszym domu kultury w Nazywajewsku ludziom pokazać – wali Widajew, a mnie jakby czart samogonem oblał!
- Niech was uściskam drogi Fiodorze Stepanowiczu – krzyczę i rzucam mu się na szyję.
- A kiedy dadzą radę dojechać do nas?
- A w czawartek przyjadą dajmy na to – mówi Widajew i śmiejąc się wali z impetem ręką w udo.

Przyjechali.
Faktycznie w czwartek pod dom kultury podjechała wołga z której wysiadło dwoch białych z saksofonami i dwie murzynki oraz kierowca samochodu, niejaki Timofiej Wasiljewicz Pierebiezow, emerytowany stróż medycznej przychodni.
No to idę i zgajam do gości:
- Drodzy obywatele Amerykanie, towarzysze artyści bardzo proszę wejdźcie do budynku. I wy szanowne obywatelki murzynki, jak najbardziej proszę dalej do sali.
Prowadzę ich zatem korytarzem. Ja pierwszy, oni za mną. Opowiadam – tu prysznic, tu sala imienia Łomonosowa, tu stołówka, tu toaleta.... a oni idą, ale widzę, że ani w ząb nie pojmują co do nich mówię.
Wobec tego próbuję na migi. Macham rękoma i pokazuję: prysznic – ruszamm palcami u rąk nad głową; łazienka – przesuwam rękoma po ciele jakbym masował; pokój wypoczynkowy – składam ręce pod głową i zamykam oczy...
Amerykanie patrzą na mnie  w dziwny sposób, a szczególnie jedna murzynka przygląda się i usmiecha.
- Czy ja coś niestosownego wam pokazałem obywatelko murzynko – mówię i za rękę ją ujmuję. Ona tylko usmiecha się i mnie do pokoju wypoczynkowego mnie ciągnie!
Drzwi zamyka i kładzie się na kozetce. A mnie jakby zamurowało. Co do czorta?
– Obywatelko murzynko, w czym rzecz – powiadam, a ona bieliznę zdejmuje i rozkłada się.
- Zaraz, zaraz - a występ a kultura, a rozrywka...?
Ona nic, tylko nogi rozkłada i za krawat przyciąga mnie do siebie.... szepcze coś....
Wsłuchuje się – uważacie - i słyszę wyraźnie jak mówi do mnie: „Put in..., put in........, put in...“
- O droga towarzyszko murzynko, skąd ja wam teraz wezmę Władimira Władimirowicza Putina?!  Tu w Nazywajewsku w obwodzie omskim? Za dużo ode mnie wymagacie...
- Wyskoczyłem czym prędzej z pokoju i pognałem po Fiodora Stepanowicza Widajewa.
W końcu, to przedstawiciel lokalnej władzy, można powiedzieć namiestnik naszego prezydenta Putina tu u nas w Nazywajewsku!
Widzicie obywatele, jednak lud tam na zachodzie, a już w szczególności amerykańscy murzyni, to są bardzo za naszym prezydentem....
A występ to nawet się udał.
Ławr Aleksandrowicz Pyszałow włożył do ust skórę od słoniny i począł ją znów żuć.

wtorek, 15 kwietnia 2014

„PseudoNarodowi“ bolszewicy

-->
Muszę pryznać, że chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać współmieszkańcy mojego kraju. Od samego poczatku konfliktu ukraińskiego śledzę, wpisy i komentarze na różnych forach i niejednokrotnie przecieram oczy ze zdumienia.
Otórz w kraju, który od wieków doznawał od rosyjskiej chałastry upokorzeń oraz krzywd, mieszkają osobnicy, dla których przemoc rusko-sowiecka to pozytywny element nawracania na panslawizm.
Idea panslawistyczna, tak bliska niektórym dzisiejszym środowiskom, nazwijmy to patriotycznym, jak wiadomo święciła apogeum popularności w poczatkach ubiegłego wieku.
Jeden z twórców Niepodległej Rzeczpospolitej – Roman Dmowski, wielki mysliciel i Wielki Polak, nadał tej idei szczególny wymiar i skłaniał się ku niej.
Dlatego dziś  wiele organizacji o przekonaniach narodowych, powołując się własnie na Dmowskiego wspiera i gloryfikuje działania polityczne Rosji w konfliktach z sąsiadami.
Biedni niedouczeni kalecy nie zauwazyli, że Dmowski blisko sto lat temu, nie mógł przewidzieć „wymarcia“ całkowitego Rosjan i zaludnieniu ich kraju przez tzw. człowieka prymitywnego czyli bolszewika.
Dziś budowanie panslawianizmu na fundamencie bolszewizmu kołchoźnianego urąga pamięci polskich patriotów i jest niegodne.
Jak wiadomo przykład idzie z góry, toteż głupkowatych krajowych chłopców modlących się do Putina trudno obarczać całkowtą odpowiedzialnością za  własne poglądy (poglądy J))?).
Z myśleniem toto ma na bakier, toteż przyjmuje „prawdy absolutnie“ jeszce większych durniów niż oni. Po prostu, ktoś kto nawet w podstawowy sposób sprecyzuje własne skrajne poglądy jest dla nich „guru“. W ten sposób do rangi „wodza panslawistycznego“ urósł niejaki Mateusz Piskorski.
Ów krzewiciel niezniszczalnej myśli intelektualnej Andrzeja Leppera obnosi się dumnie ze swoim poparciem dla pułkownika KGB, aktualnie zatrdnionego na stanowisku prezydenta pobolszewickiego sojuza. Co więcej, wspomniany Piskorski jeździ do Moskwy, wali tam z bolszewikami niedźwiedzia, tańczy „kalinkę“, pije samogon i przywozi instrukcje dla rodzimych debili.
Przyklaskujący mu na forach „nowi patrioci“ jeszce głośniej ponoć zaczynają klaskać, gdy Piskorski przedstawia swoje przemyślenia odnośnie bolszewickich zbrodni na oficerach polskich w Katynku. Według niego Rosja nie ponosi za morderstwa odpowiedzialności, bo to był sowiecki związek  a nie federacja ruska.
Na tym trop a i zarówno przemyślenia się urywają, gdyż niebezpiecznie można trafić na tow. Putina i jego bolszewicką przeszlość w onym sowieckim związku.
Świat całkowicie stanął na głowie. Bolszewickie sługusy z dawnego PZPR stają dziś murem za niepodległą Ukrainą, natomiast „pozorowani niepodległościowcy“ bronią Putina, jak nie przykładając Jaruzel socjalizmu.
To, że „piskorszczaki“ przejmuję poglądy od krajowej „komuny“, to jeszcze „małe Miki“ – oni przejmuja retorykę podobną do tej lewacko-komuszej!
Na „onetach i wirtualnych“ najbardziej popularnym hasłem jest dziś „banderowiec“.  Banderowcem jest każdy przeciwnik bolszewików od Putina. Pewnie i ja też. W odróżnieniu od anarcho-lewaków i eseldowców z palikociętami, dla których każdy przeciwnik to faszysta – dla piskorszczaków oponent to banderowiec.
W sumie to miło się składa, bo faszyści i banderowcy szli zawsze ręka w rękę.  Aż trudno zrozumieć dlaczego Piskorski nie zauważył powiązań byłej partii swojego szefa z hitlerowcami (pakt Mołotow-Ribbentrop). Byśmy przynajmniej wszyscy razem sobie piątkę przybili.
Mimo bolszewickiej maci, pułkownik Putin może się podobać.
Nie, nie jako mężczyzna, ale jako organizator i człowiek czynu. To właśnie Putin pozbierał upadłą po rozpadzie Związku Sowieckiego Rosję i złapał za gębę rozpasane bolszewickie sieroty. W tym przypadku należy mu się umiarkowany podziw, tym większy, że nasi rodzimi ubeccy oficerowie do czegoś takiego nie byli zdolni, a ich działania były wręcz odwrotne.
Ot choćby, dla przykładu: sowiecki pułkownik KGB Putin scementował Rosję i wzmocnił państwo, a taki pułkownik kontrwywiadu PRL Czempiński, wymyślił Platformę Obywatelską czym zrujnował państwo...
Być może, to zawód krajowymi bolszewikami i postkomunistami sprawił, że ludzie pokroju Piskorskiego tęsknią za silnym sowietem z dzikiego kraju.
Wszyscy krajowi komuniści dawno już sie zeuropizowali i dziś zamiast napadać i grabić, chodzą w paradach homoseksualistów i pod tęczą wymachują wibratorami. Takie zachowanie mogło wywołać szok u „piskorszczaków“ stąd miłość do prawdziwego bolszewika - Putina.
Jak zawsze polityczny plankton stara się udowodnić swoją polityczną niezależność poprzez wyczyniania harcy i figli kosztem interesów państwa. Ma w tym nadzieje na podreperowanie poparcia czyli procentowych słupków.
Z reguły nic to nie daje, ale wniosków z takich działań i tak nie wyciąga nikt.
Ot, choćby taki Janusz Korwin-Mikke, szturmujący bramy parlamentu już n-ty raz.
Do opowiadanych przez niego od lat głupot i  durnot zdażylismy się już przyzwyczaić więc dla odmiany tym razem jak i Piskorski został on wielbicielem Tow. Władimira P.
Wielbienie bolszewika, to marna trampolina do sukcesu dla prawicowego ortodoksa, więc wymiernych korzyści to i tym razem nie przyniesie.
Po takim występie Korwin wiele głosów z pewnością straci – zyska jeden: Piskorskiego.