Od tygodnia Warszawa pełna jest bijącej z plakatów
nachalnej propagandy. Festiwal Kultury Żydowskiej, niczym epokowe wydarzenie
lub sensacja światowa zakasował wszystkie imprezy od podwórkowych do pałacowych
i narodowych.
Żydowska mniejszość, której zamieszkuje w Polsce ponoć 200
tys. przy pomocy różnej maści filosemickiego pospólstwa, udowadnia że
wymuszeniem da się wpływać na każdą „gojską“ władzę. Stąd ów „festiwal“ a nie
np. przypomnienie kolejnego dnia Powstania Warszawskiego.
Tych którzy oponowali wystarczyło nastraszyć nazwaniem ich
„antysemitami“, natomiast szczególnego problemu z przekonaniem niektórych
z włodarzy Warszawy (z HGW na czele) do konieczności celebrowania jakiejś
planktonowej imprezki raczej organizatorzy nie mięli.
Nie musieli straszyć władz miasta by ta sypnęła kasą, bo
wielokrotnie już HGW sypała kasą i to nie małą na każde skinienie żydowskiej
mniejszości.
Dlatego wśród warszawskich inwestycji, pochodzących
z podatków mieszkańców (nie funduszy unijnych) najsłynniejsze to Muzeum
Żydów Polskich a teraz Festiwal Kultury Żydowskiej.
Żydzi i ich kultura jest wszystkim znana od bardzo dawna.
Szczególnie lata 1944-54 były sztandarową pokazówką
możliwości kulturalnych Żydów.
Całą dekadę ludność polska zdana była na znoszenie
„kulturalnych zabiegów“ ludzi związanych z „kulturą żydowską“.
Jak wyglądała ta kultura nawet dziś odkrywamy kilka metrów
pod ziemią, choćby na tzw „Łączce“ na Powązkach.
Nazwiska wielu z tych „animatorów“ kultury zapisały się
czerwonymi zgłoskami na kartach naszej historii. Różański, Fejgin, Światło,
Michnik, Berman, Zambrowski, Komar...
Dlatego obok propagandowego żydowskiego plakatu, którym
okejono stolicę, proponuję umieści też inny przypominający, że niegdyś całą
dekadę „fetowaliśmy“ wydarzenia
kulturalne, takie jak - strzelanie w tył głowy, wyrywanie paznokci, tłuczenie
pałkami do nieprzytomności oraz katowanie na śmierć.