środa, 2 listopada 2011

Lot awionetką

Pewnego razu zbawca narodu, prorok ludu poparciałego, antykrzyżowiec nieustępliwy i dobroczyńca kobiet skrobiących, Wielmożny Jaj-nusz powiedział do siebie: „zrobię dobry uczynek”!

-„Zrobię dobry uczynek i poprawię sobie słupki popularności. Zwołam konferencję prasową, ponaklejam plakaty i zaproszę niewyskrobane dzieci (cholerne bachory, że jeszcze są takie!?) na wycieczkę moim samolotem. Póki komornik nie zajął mi jeszcze majątku i awionetki, gówniarze z Domu Dziecka niech polatają ku chwale mojej…” – powtórzył w towarzystwie najbliższych współpracowników Gnombellsa, Stonkosia i Cyzia zwanego Cizia.

- „Ja też chcę lecieć…. Też chcę….” – wyrwał się na to Gnombells.
- „I ja chcę… weź i mnie… weź i mnie… Jaj-nusz, proszę!”– wtórował mu Stonkoś.
- „Dobrze, polecicie, ale macie mnie osłaniać przez tymi paskudnymi bachorami! No, nienawidzę tego robactwa jak się na mnie patrzy i mówi do mnie” - zgodził się warunkowo Jaj-nusz.

Nazajutrz zapakowano grupę siedmioro dzieci wraz z ich wychowawcą do pięknej awionetki, będącej (jeszcze) własnością Jaj-nusza.
Skład „załogi” uzupełnili właściciel oraz Gnombells i Stonkoś.
Już po chwili pilot, przy akompaniamencie ryku silników wzbił się w przestworza.
Szczęśliwe dzieci z przyklejonymi do szyby nosami obserwowały przesuwające się w oddali malutkie niczym makietka domki, drogi, rzeki.
Radości zdawało się nie być końca...

Nastrój sielanki nie trwał jednak długo.
W pewnym momencie z kabiny pilota wychylił się kapitan awionetki i pełnym przejęcia głosem poinformował pasażerów:
- „Szanowni Państwo, sytuacja jest tragiczna, silniki szlag trafił… spadamy!”
- „Panowie, ratujmy dzieci… spadochrony dla dzieci…!”- wykrzyknął wychowawca i wbił błagalny wzroki w Wielmożnego Jaj-nusza.
- „Jebać dzieci…” – przerwał mu Jaj-nusz i pospiesznie poderwał się z fotela.
- „Super,… a zdążymy jeszcze przed katastrofą?” – spytał wyraźnie podniecony i ożywiony Stonkoś.