W dobie rozprzestrzeniającej się
“Choroby Roentgena” czyli ogólnokrajowego prześwietlania wszytskich I
wszystkiego, nie może umknąć problem wart szczególnej uwagi.
Otóż, były już premier, a obecnie Europenfuehrer Tusk Donald, w czasie
swojego panowania w Polsce mógł dopuścić
się przestępstwa I to wielokrotnie.
Jak podaje SE, od
16 listopada 2007 roku do 22 października 2012 roku były już premier odbył na
trasie Warszawa - Gdańsk i Gdańsk - Warszawa aż 275 podróży samolotami Tu-154
M, Embraer, Jak-40 oraz śmigłowcami
(fakt ten potwierdziło w rozmowie z dziennikarzami SE, Centrum
Informacyjne Rządu)
Jak przystało na panisko I artstokratę politycznego, pan Tusk na obiady do
domu latał rządowymi samolotami i nimi do pracy również wracał. Luksus
kosztuje, ważne że nie obciąża własnej
kieszeni. Widomo też, że niejednokrotnie w darmowych wycieczkach towarzyszyli
mu: małżonka oraz córka Katarzyna I jej konkubent czy jak kto woli
narzeczony. Za fanaberie “Cudotwórcy z
Kaszub” podatnicy zapłacili blisko 6.000.000 złotych.
Skąd taka kwota? Godzina lotu Tu-154 kosztuje ok. 40 tys. zł, embraerem ok.
20 tys. zł, samolotem Jak-40 ok. 16 tys. zł, a helikopterem 14 tys. zł . ”Oblatany Donald” fundował sobie
niezłą frajdę a innym koszty. Jak
obliczono, średnio co 6 dni Tusk latał do domu, bo bardzo tęsknił za rodziną.
Ach te tęsknoty… Skoro już zbliżyliśmy się do cierpień psychicznych
byłego premiera, to rzecz jasna owe sześciomilionowe koszty zapobiegły
popadnięciu w depresję tak znamienitego męża stanu, co wydaje się mimo wszystko
bezcenne.
Jest w tym tylko jedno “ale”. Czy przypadkiem Donald Tusk nie pobierał
dodatku do pensji, tzw. “rozłąkowego” (jak kilku innych premierów)? Jeżli tak, to jak mają się do tego prywatne
wyjazdy do domu (na koszt państwa) I spowrotem, co najmniej raz w tygodniu?
Policzmy, Tusk wylatywał do Gdańska w piątki wieczorem a wracał w
poniedziałek po południu, bądź we wtorki rano (potwierdzono to w rozmowie z
SE). Bawił w domowych pieleszach 3 dni. W Warszawie (czyli w pracy) przebywał 4
dni. Rozłąkowe pobierał (o ile rzecz jasna pobierał) comiesięcnie, za okres pełnego
wymiaru czasu pracy I ustwowo czasu wolnego, rozumianego jako rozłąką.
Faktycznie brał kasę (o ile brał) za 18 dni rozłąki - 12 dni był w domu.
Czy w takim przypadku rozłąkowe się należy? Jeżeli do tego dodamy darmowe kursy
samolotem do miejsca zamieszkania – raz w tygodniu, może nasunąć sie
podejrzenie iż obecny Europenfuehrer pobierając zasiałek rozłąkowy I fundując
sobie luksusy awiacyjne, dopuścił się oszustwa I wyłudzenia.
Ponieważ prawnikiem ani dziennikarzem śledczym nie jestem, zachęcam
innych – profesjonalistów w tych dziedzinach do zainteresowania się problemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz