Obsesje Tomasza Lisa
stają się coraz zabawniejsze i na dobrą sprawę nie przejmują już nikogo. Można
było przywyknąć do tematów przewodnich, takich jak Kaczyński, PiS czy księża –
złodzieje, pedofile, homoseksuaiści.... Chyba Lis o niczym więcej nie umie
myśleć. Pytanie tylko jakie są źródła lisowej fobii. Odtrącenie, seksualnie
doświadczenia z przeszłości, problemy alkoholiowe, zwykła indolencja
myślowa – a może coś jeszcze?
Aby spróbować wyjasnić tę sprawę, trzeba cofnąć sie do lat
młodzieńczych Tomasza Lisa, jego domu rodzinnego, klubu przyszkolnego oraz LO
im. Dembowskiego w Zielonej Górze.
Własnie w tym liceum, w klasie matematyczno-fizycznej
pogłębiał wiedzę późniejszy szef Newsweeka i zagorzały antyklerykał.
Tomuś uczył się „tak sobie“ i nie był powodem do dumy dla
ojca – emerytowanego oficera WP, który widział syna w roli co najmniej
marszałka Rokossowskiego.
Tomaszek był wesoły, ale niezbyt lubiany przez kolegów.
Posiadał, jak wspomina jego kolega z klasy – „długi jęzor“. Dziwnym trafem
wszytsko, co planowała paczka chłopaków, docerało zawsze do nauczycieli. Tomuś
wtedy robił się czerwony i zaklinał, że to nie on i że o niczym nie wie.
Trenował skok o tyczce i poświęcał dużo czasu sportom. Była
to ucieczka przed odtrąceniem środowiska, które potrafiło czynić sobie
niewybredne żarty z Lisa.
Tomaszek w sporcie czuł się potrzebny i ważny. Wyjeżdżał toteż
często na zawody i obozy kondycyjne. Właśnie na takim obozie miało miejsce
wydarzenie, o którym wspomina kolega (również trenujący tyczkę).
- To było chyba w 82 roku. Podczas wyjazdu na zgrupowanie, w czasie
ferii szkolnych, na jednym z treningów Tomek zszedł z płyty stadionu
trochę wcześniej. Jak mówił – rozbolał go bardzo kregosłup i nie był w stanie
dalej trenować. Poszedł zatem z grymasem bólu do szatni.
Zaniepokojony stanem jego zdrowia nasz trener „Maciej“ poprosił po
kwadransie byśmy sprawdzili co z Tomkiem.
Wraz z drugim kolegą poszlismy po kilu minutach do szatni
sprawdzić co się stało. Jakie było nasze zdziwienie, gdy przez uchylone okno na
parterze zobaczyliśmy Tomka stojącego
z opuszczonymi spodniami tyłem do będącego również bez spodni trenera
lokalnej drużyny lekkoatletycznej. Na ten widok zareagowalismy śmiechem.
Dobiegł on do Lisa, który nagle zrobił się czerwony i uciekł z sztani.
Zwialiśmy również, by nie spadł na nas gniew tego trenera...
Jak twierdzi mój rozmówca, Tomuś nigdy nie przyznal się do „dziwnej
sytuacji“, każdą rozmowę zbywał lakonicznym „tak nie było“ ale na wszelki
wypadek obu „odkrywcom“ płacił sowicie za trzymanie języka za zębami.
Chłopaki, jak to chłopaki milczeli, ale do czasu i kiedyś na
jakimś „prywacie“ wygadali się przypadkiem.
Sprawa po jakimś czasie dotarła do księdza proboszcza
z parafii p.w. Św. Jadwigi, który to w tamtym okresie celebrował Msze Za
Ojczyznę, na których to większość młodzieży zielonogórskiej bywało. Bywał też
(by nie odstwać od reszty) Tomasz Lis.
Ksiądz proboszcz znał większość chłopaków
z Dembowskiego, toteż zasugerował by namówili Tomka do przyjścia do spowiedzi.
Lis po dwóch tygodniach przyszedł. Zataił jednak swoje „przygody treningowe“ i
okłamał księdza, że całego tego przypadku był tylko świadkiem, a sprawa
dotyczny innego kolegi (podał jego nazwisko). Była to ostatnia wizyta Lisa w
kościele.
Co się wtedy stało można tylko domyślać się.
Jak uważa mój rozmówca:
- Musiało dojść do dużej scysji z księdzem, gdyż Tomek nigdy już
nie zawitał do Św. Jadwigi. Nie zawitał też do żadnego innego kościoła. Jego
stosunek do wiary i kościoła zmieniła się diamertalnie. Zawsze lewakował i
komuszył (po ojcu trepie) ale starał się zachować pozory. Inaczej nie miałby
życia w klasie.
Opowiadał mi Bogdan ...., że kiedyś przy wódce, gdzieś około 1993 roku,
Tomek przyznał mu się, że ksiądz wyrzucił go z parafii za kłamstwo w
konfesjonale i bezczelne pomawinie o bezeceństwa kolegi. Tomek ponoć zwyzywał księdza wulgarnymi słowy
i przysiągł zemścić się.
Tomasz Lis dotrwał jakoś do matury i czym prędzej po jej
zdaniu wjechał do stolicy. Stosunków koleżeńskich z klasą nie utrzymywał,
lecz sporadycznie w czasie wizyt w Zielonej Górze zapraszał spotkanych kolegów na wódkę.
Zdarzało się, że w upojeniu alkoholowym wypłakiwał się i przyznawał do bliskich
kontaktów między-męskich.
- Wstyd było wysłuchiwać tych zwierzeń. Tomek całkowicie się stoczył.
Raz opowiadał o niesprawiedliwości i kłamstwach na jego temat, a innym razem
przyznawał do winy.
Myślę, że w swoich kłamstwach sam się już pogubił.
Dziś jego preferencje, to już
nie jest nic szczególnego – poprawność polityczna mogła by nawet wykreować go
na „nowoczesnego homoseksualnego europejczyka“... ale poczekajmy, on pewnie już
niedługo się wygada i wykreuje się sam.
A jego antykościelne obsesje?
Lisek zawsze miał tendencje do przesady. Brak umiejętności analitycznego
myślenia i inteligencji nadrabiał zawziętością i upierdliwością... To mu
zostało do dziś.
3 komentarze:
Szanowny Yarroku.
Jak zwykle z uwagą przeczytałem najnowszy numer Lisweeka i nie mam cienia wątpliwości co do seksualnej niepewności neobolszewickiego cyngla Lisa. Rzeczywiście wygląda on nieco pedałkowato a jak jeszcze wziąć pod uwagę niepewny, chybotliwy chód to wystarczy kilka kropel Paco Rabane i na paradzie równości będzie jak swój. Lisica już mocno podstarzała i przechodzona to dla odmiany osłodzi żywot tego wyliniałego playboya jakiś młody chłopaczek. Pozdrawiam z dużą dozą obrzydzenia Tie Fighter
-> Tie Fighter
Skoro pedalenie się jest modne i trendy, to znaczy że Lis, tow. Kalukin i reszta z miotu lisiego niedługo będą się "grzmocili" w kupie.
A na paradzie, to pewnie Lis tak samo jak kiedys Pacewicz przebierze się za babę. To taki nowy pedalski zwyczaj.
Pozdrawiam
Skąd wziąłeś Yarroku te informację o skrywanych skłonnościach Tomasza "Wazeliny" Lisa ?
W internecie nie mogę nic znaleźć na ten temat.
Prześlij komentarz