Na naszym podwórku Stefanek jest najbardziej znanym ze wszystkich chłopaków.
Stefanek umie robić takie rzeczy, że wszystkie chłopaki z otwartymi gębami patrzą i podziwiają.
„Ty to jesteś, oj Stefanek.....”„Ty to umiesz, oj Stefanek...” – mówią wszyscy, gdy na przykład Stefanek pluje na odległość, a jego ślina wypala dziurę w chodniku.
Wzbudza to podziw jednych, ale też obrzydzenie drugich.
„Jejku, ale fajnie” – zachwycają się chłopaki i klepią z uznaniem Stefanka po ramieniu.
„O Boże” - mówią przec, „
Cóż to za paskudny chłopak?!” – i dziwią się.
„Kto go tak wychował?” – dodają inni.
Właściwie to Stefka nikt nie wychował.
Stefanek mieszka z Tatatuskiem.
Zapracowany Tatatusk nie ma czasu na zajmowanie się Stefankiem i pozwala mu na wiele. Wolno mu na przykład mówić brzydko i stroić miny w towarzystwie.
Kiedyś mieszkała z nimi Mamahania, ale jak mówi Stefanek, dostała dobrą fuchę i nie ma już czasu na pierdoły toteż teraz mieszka osobno.
Stefanek uwielbia książki z biblioteki Tatatuska.
Kiedyś wymyślił sobie, że każdego dnia będzie wyjmował przypadkową książkę i z niej uczył się jednego słowa. To będzie jego „słowo dnia”.
Przez pierwsze kilka dni Stefanek uczył się słów z kolejnych książek.
Wychodził wtedy do nas na podwórko i mówił:
„Dzisiejszy występ sponsoruje słowo – niegodziwość!” i jak nakręcony w kółko powtarzał zdania ze sponsorującym słowem.
Ubaw był co nie miara.
Chłopaki słuchali, a Stefanek przemawiał stojąc na kuble od śmieci.
Zebrał już nawet spory arsenał słów, ale wtedy Tatatusk zabronił mu wchodzić do biblioteki.
Zamknął przed nim pokój na klucz i zakazał wyjmowani książek, bo Stefanek aż nadto wydatnie ślinił palce przy przekładaniu stron i nieświadomie wypalał tym dziury w papierze.
Tak więc Stefanek został z dotychczas nauczonymi wyrazami, bez możliwości pogłębiania wiedzy i zasobu słów.
Wszystko czego do tej pory nauczył się Stefanek pochodziło z ksiąg stojących na pierwszych rzędach bibliotecznych półek. Tam tylko sięgał.
Umiał więc Stefanek słowa takie jak
„niegodziwość”, „kłamstwo”, wstrętny karzeł”, „łgarz”, „paskudny”, „moralność alfonsa”... gdyż akurat w bibliotece Tatatuska na niższych półkach stały książki z działami takiego jednego starego polityka z zamierzchłych czasów.
Stefanek posiadał jedną wielką traumę z dzieciństwa. Zanim przeprowadził się na nasze podwórko, mieszkał kiedyś w sąsiedztwie starego, pokrytego kocimi łbami placu z trzepakiem pośrodku. Stary dozorca gonił chłopaków i nie pozwalał bawić się oraz wywijać gimnastycznych figur na metalowej konstrukcji, skądinąd przeznaczonym do trzepania wytartych i szarych dywanów okolicznych lokatorów.
Okrutny był to i niesympatyczny typ, więc Stefanek wraz z koleżeństwem postanowili zrobić dozorcy na złość.
Któregoś dnia zakradli się do piwnicy i przez dziurkę od klucza zamierzali wrzucić „kopcia” do pomieszczenia gospodarczego zaanektowanego przez dozorcę.
Na nieszczęście właśnie w tym czasie tenże dozorca - pan Wiesław, zszedł tam po buraki i na gorącym uczynku załapał Stefanka, któremu nijak nie udawało się podpalić pakunku ze „smrodem”
Niestety złapał tylko Stefanka, bo reszta koleżeństwa uciekła, a nieszczęsny Stefanek został sam jak palec z kopciem w ręku i paczką zamokniętych zapałek.
Skończyło się to aresztem piwnicznym, to znaczy, że do wyjaśnienia całej sprawy pan Wiesław zamknął Stefanka w pomieszczeniu gospodarczym na klucz i zapowiedział rychłe przesłuchanie.
Biedny Stefanek z całego tego zamieszania i ze strachu dostał czkawki oraz bolesnego ścisku pęcherza.
Gdy dozorca zszedł na przesłuchanie, blady i wystraszony Stefanek pospiesznie „wyśpiewał” wszystkie imiona, nazwiska oraz adresy kolegów piromanów-konspiratorów.
Skończyło się to „wielką wsypą” całego towarzystwa, a Stefanek na długi czas zamknął się w sobie i przez jakiś okres leczył ścisk pęcherza oraz napady czkawki.
Ukojenie, jak każdy przykładny chłopiec znalazł dopiero w hobby, którym stała się hodowla ulubionego stworzenia.
Jego koledzy mięli psy, koty, chomiki, świnki morskie i rybki.
Stefanek miał muchę.
Mucha nazywała się Donuś, była robacznicą i mieszkała w słoiku.
Rozpieszczał Stefanek Donusia jak tylko umiał. Znosił mu smakołyki odchodowe czyli kupę... różnych atrakcyjnych pokarmów.
Donuś polubił również Stefanka. Siadał mu na palcu i ruszał zalotnie skrzydełkiem aby otrzymać kawałek czegoś z tej kupy.
Cała sielanka trwała niestety bardzo krótko.
Pewnego dnia Donuś lecąc lotem koszącym do swojego słoika nieopatrznie zawadził o lep na muchy przymocowany do lampy i po kilku minutach skonał.
Stefanek przeżył rozstanie z Donusiem bardzo.
Przyrzekł zemstę na producentach lepów oraz oddał się pracy społecznej czyli łobuzowaniu wraz z nowymi chłopakami na nowym podwórku, gdyż właśnie w tym czasie wraz z Tatatuskiem zamieszkał w naszej okolicy.
Wtedy to właśnie trafił Stefanek na nasze podwórko.
Stosunkowo szybko zapomniał o tragedii Donusia i ochoczo włączył się w życie towarzyskie okolicy.
Z miejsca polubili go wszyscy chłopacy.
Bo i nabluzgać potrafił i strzelić ze ślin na odległość i zakrzyczeć oponenta a ponadto zakręcony z niego był koleś i tyle.
„Idziemy ze Stefankiem, - będzie wesoło” - mówi Giesio.
„Tam gdzie jest Stefanek, tam jest zawsze jakiś sajgon” – wtórował mu Palikokotek .
„Chodźta chłopaki Stefanek będzie ubliżał jakiemuś dziadowi...będzie cyrk” – zachęcał Żelorybka.
Tak, chłopaki lubili przebywać ze Stefankiem – radości i dobrej rozrywki nie było końca .
Cieszył się też Tatatusk, że Stefanek znalazł odpowiednie towarzystwo i nie trwonił czasu na głupoty i pierdoły.
Stefanek tymczasem obrastał w piórka, a jego pozycja wśród ferajny rosła.
Teraz już dwa razy dziennie organizował wystąpienia za śmietnikiem, gdzie stojąc na wiadrze sypał obelgami i „słówkami” które sponsorowały kolejne wystąpienia.
Machał przy tym rękoma, tak że wydawało się iż unosi się ponad pozostałych chłopaków.
Dumny z pociechy Tatatusk, na kolejne urodziny ofiarował mu buławę zrobioną z tłuczka do ziemniaków pomalowanego na srebrno i uroczyście mianował małym marszałkiem.
Od tej chwili Stefanek paradował po podwórku już zawsze z nieodłącznym tłuczkiem i epoletami z marszałkowskimi emblematami.
W następnym odcinku: KOLEDZY STEFANKA (II)